Janusz Korczak był polskim Żydem, nazywał się naprawdę Henryk Goldszmit i całe swoje życie poświęcił dzieciom. Lekarz, pedagog i psycholog, prozaik i publicysta opracował oryginalny system kształtowania i rozwijania osobowości dziecka, który próbował wprowadzać w kierowanych przez siebie domach sierot, polskich i żydowskich.
Pisał o "Jaśkach, Józkach i Frankach" i o "Joskach, Mośkach i Srulach", przemycał poważne refleksje społeczne w swych fantazjach o Królu Maciusiu, pogadanki radiowe "Starego Doktora" opublikował w książce "Pedagogika żartobliwa". Sam nie miał dzieci, jego dziećmi były te wszystkie sieroty, którymi się opiekował i które prawdziwie kochał.
Film Wajdy nie opowiada całego życia Janusza Korczaka. Jeśli nie liczyć krótkiego przedwojennego prologu - ogranicza się do lat 1940-42, kiedy stary doktor ze swymi żydowskimi sierotami został zamknięty przez Niemców w warszawskim getcie. Był człowiekiem znanym, szanowanym, mógł się uratować. Odrzucał jedną po drugiej szansę ratunku dla siebie, starał się chronić dzieci przed okrucieństwem nazistów i zapewniać im ułudę normalnego życia. Pozostał z nimi do samego końca, aż po Umschlagplatz i komory gazowe Treblinki. To nie jest film biograficzny na podobieństwo modnych dziś "wariacji na temat", filmów, gdzie życie autentycznej postaci jest tylko pożywką dla nieskrępowanej wyobraźni filmowca. Wajda ściśle trzyma się faktów. Agnieszka Holland, pracując nad scenariuszem, korzystała z dzienników i listów Korczaka, z relacji ludzi, którzy się z nim stykali, z opowieści swojego ojca, który go dobrze znał. Także obraz getta jest taki, jaki wyłania się z zapisków starego doktora i nieraz przeczy obiegowym wyobrażeniom. Zdjęcia Holendra Robby'ego Muellera, utrzymane w tonacji przygnębiającej szarości, pomagają stworzyć klaustrofobiczny nastrój ciasnoty, zagęszczenia, powszedniego koszmaru, otaczającego Korczakowską enklawę dziecięcych przeżyć i doświadczeń. Wajda nie próbuje pogłębiać psychologicznie postaci, unika także wszelkiego sentymentalizmu. Jego film - z wyjątkiem poetyckiego finału, który zwraca Korczakowską gromadkę nam, widzom, w buntującej się przeciw faktom legendzie - przypomina surowy kronikalny zapis z wpisaną weń mocną, wyrazistą i pozbawioną koturnowości kreacją Wojciecha Pszoniaka. Ta kreacja, ta postać z jej niezwykłością, dziwnością i tragicznymi dylematami, rzucona na straszliwe tło getta i Holocaustu, tworzy gęsty i żywy obraz heroizmu bez sztucznego patosu, świętości bez oficjalnych sankcji. "Wajda udowodnił, że święci wcale nie muszą być nudni. Jego Korczak jest dzielny, uparty i mądry" - pisał krytyk. Tę opinię przytoczył Steven Spielberg w swym liście do hollywoodzkiej Akademii, popierającym kandydaturę polskiego reżysera do Oscara.
"Korczak" w reżyserii Andrzeja Wajdy z 1990 r.
Źródło:
Kino WDK