Jedną z najpoważniejszych chorób w historii ludzkości, która przez wiele setek lat dziesiątkowała ziemską populację, była dżuma. Nawiedzała ona ludzkość już od czasów starożytnych, lecz największe żniwo zebrała w okresie średniowiecza. Pierwsze ślady tzw. „
czarnej śmierci” pojawiły się już w VI-VII wieku (tzw. „
dżuma Justyniana”), lecz bardziej znana jest ta, której początków doszukiwać się należy w latach 20. XIV wieku na terenach dzisiejszej Mongolii. Prawdopodobnie poprzez „
jedwabny szlak” trafiła ona do Azji Środkowej, a dalej na Krym. I tu pojawia się ciekawostka – jedna z tamtejszych twierdz oblegana była w 1345 r. przez Tatarów, którzy by przyspieszyć zakończenie oblężenia… wrzucili do środka miasta trupy ofiar dżumy. Stąd też choroba rozprzestrzeniła się błyskawicznie i trafiła z czasem do Italii poprzez genueńskich handlarzy, którzy dopłynęli z Krymu do Mesyny, portu na Sycylii. Stamtąd rozniosła się po całej niemal Europie, począwszy od Włoch przez Francję, Półwysep Iberyjski, Skandynawski, Wyspy Brytyjskie, aż po Moskwę, Kijów, Półwysep Bałkański, Grecję czy Konstantynopol. Najciekawszą jednak rzeczą jest to, że dżuma ominęła praktycznie większość terenów dzisiejszej Polski dzięki wprowadzeniu przez króla Kazimierza Wielkiego środków prewencji, np. izolacji miast.
Czternastowieczna zaraza nie wygasła jednak na dobre i pojawiała się epizodycznie w kolejnych wiekach, nie zabierając już aż tylu istnień ludzkich i mając zazwyczaj zawężony obszar geograficzny. Najlepszym nośnikiem choroby były przemieszczające się armie, które przenosiły też inne bakterie i wirusy. Jedna z takich zaraz (nieokreślonego rodzaju) nawiedziła Chęciny w czasach potopu szwedzkiego, przez co przez pewien okres miasto było opustoszałe. Kilka lat po wojnie określono liczbę mieszkańców na 84 katolików i 154 żydów. Z tego czasu pochodzi również interesujący testament Walentego Soboniowskiego, fundatora tzw. Sali Wielkiej w „
Niemczówce”, który spisywał swoją ostatnią wolę właśnie w obliczu zarazy, choć jak sam przyznawał – czuł się wtedy dobrze.
Nieco wcześniej, bo jeszcze w XV wieku, „
morowe powietrze” nawiedziło stołeczny Kraków. W 1425 roku, w obawie przed rozprzestrzenieniem się choroby i zarażeniem rodziny królewskiej, Władysław Jagiełło postanowił wysłać do Chęcin swoją czwartą żonę Zofię Holszańską wraz z ich synem Władysławem, późniejszym Warneńczykiem. Sońka z czasem wyjechała wraz z mężem na Litwę, pozostawiając księcia w murach chęcińskiej twierdzy. Jak widać – warownia zdawała się królowi na tyle silna i odległa od stolicy, by właśnie w jej murach trudne czasy przetrwał następca rodu…
(
źródło: https://zamek.checiny.pl/pl/aktualnosci)
(skróty – red. PIK)