Rozmowa z Dagmarą Domińczyk – pochodzącą z Kielc amerykańską aktorką, odtwórczynią roli Sue w najnowszym filmie Władysława Pasikowskiego „Jack Strong” opowiadającego historię pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. W filmie zobaczymy również męża Dagmary Domińczyk - Patricka Wilsona, który zagrał (również po polsku) rolę Davida Fordena, oficera CIA.
- Czy nazwisko reżysera filmu miało wpływ na Pani decyzję o udziale w produkcji, czy też zabiegała Pani o tę rolę z powodów osobistych, związanych z historią rodziny?
- Na podjęcie decyzji ma przede wszystkim wpływ to, czy scenariusz jest dobry. To podstawa. A ten był dobry. Bardzo dobry. Pomyślałam też, że nadarza się wspaniała okazja zagrać w końcu w polskim filmie. Zadzwoniłam do ojca (Mirosława Domińczyka, działacza opozycji w czasach PRL, szefa świętokrzyskiej „Solidarności”- przyp. E.R. i K.I.), bo prawdę mówiąc, nie znałam historii o Kuklińskim. Ojciec poradził mi, abym zagrała (śmiech). To, że scenariusz napisał pan Pasikowski i wyreżyserował film oraz to, że główną rolę miał grać Marcin Dorociński, a producenci zachęcali Patryka (Patrick Wilson,aktor,mąż D. Domińczyk – przyp. E.R. i K.I.) do udziału w produkcji – to też mnie kusiło. Poza tym, była to niepowtarzalna okazja i w pewnym sensie zaszczyt dla nas.
- Kim jest kreowana przez Panią Sue?
- Sue pracuje w CIA i wraz z Fordnerem, granym przez Patryka, trafia do Warszawy. Tam poznaje Kuklińskiego. Moja rola jest niewielka, ale myślę, że ważna. Sue to stuprocentowa Amerykanka i śmiałam się, że w swoim pierwszy polskim filmie wcale nie gram Polki.
- Czy często zdarza się Pani spotykać z mężem na planie filmowym?
- Dotychczas spotykaliśmy się, kiedy odwiedzałam go z dziećmi na planie albo on mnie na moim planie filmowym. A to był pierwszy raz, gdy graliśmy ze sobą w filmie. I to w Polsce na dodatek!
- Czy fakt, że jesteście małżeństwem pomagał czy przeszkadzał w pracy?
- W tym wypadku pomogło, gdyż ktoś mógł nauczyć Patryka mówić dialogi po polsku (śmiech). Oboje z mężem podchodzimy do pracy profesjonalnie i nie zabieramy pracy do domu. A tak w ogóle, to jesteśmy fanami siebie nawzajem (śmiech).
- Postać pułkownika Kuklińskiego z pewnością jest w USA mało znana?
- To fakt, ale myślę, że ten film przybliży Amerykanom zarówno jego działalność, jak i najnowszą historię Polski. To jest fascynujący wątek ostatnich lat PRL. Myślę, że cały świat powinien znać nazwisko Kuklińskiego. Mam nadzieję, że dzięki temu wspaniałemu filmowi tak się stanie.
- To pierwszy polski film w Pani karierze. Czy nie brakuje Pani propozycji zawodowych z Polski?
- Bardzo bym chciała, aby było ich więcej, ale na razie to mi nie przeszkadza. Ostatnio i tak więcej piszę niż gram, a to z kolei pozwala mi na spędzanie czasu z dziećmi w domu.
- Z jakim reżyserem chciałaby Pani współpracować?
- Chciałabym zagrać u wielu. Aktorka zawsze marzy. Na pewno u Scorsese'a, Agnieszki Holland, Sophi Coppoli, Davida O.Russella, Steva McQuina... Jest wielu wybitnych reżyserów.
- Pani młodsze siostry (Marika i Weronika) również poświęciły się aktorstwu. Czy wpływ miały na to Pani zainteresowania, czy macie wszystkie trzy to „coś” w genach?
- Chyba coś tam w tych genach jest. Mnie powiodło się już na samym początku, więc może to je zachęciło? Obie są urocze i utalentowane i jestem z nich cholernie dumna. Ale każda z nas idzie swoją drogą, choć w tej samej dziedzinie.
- Gdy emigrowaliście za ocean miała Pani 7 lat. Później, już jako nastolatka i wreszcie dorosła kobieta, przyjeżdżała Pani wielokrotnie do Kielc. Dziś to już inne miasto…..Czy znajduje Pani jeszcze miejsca szczególnie Pani bliskie?
- Tam gdzie rodzina, tam serce. Jego część zawsze będzie w Kielcach. Tam się wychowałam, tam są moje korzenie, tam są źródła moich wspomnień, tam zawsze będę wracać. Teraz już z mężem i dziećmi. Staramy się w każde wakacje, czasem się udaje, czasem nie. Patryk wspiera mnie w tych wyjazdach. Dla niego jest ważne, że ma polską żonę (śmiech). Pod tym względem i wieloma innymi, męża mam wspaniałego. Z dziećmi staram się rozmawiać po polsku, bo chcę, żeby z babcią rozmawiały w jej ojczystym języku. Kalin i Kasjan chodzą w każdą sobotę do polskiej szkoły, a Kalinek już czyta po polsku, z czego jestem bardzo dumna. Nie zapomną skąd mama pochodzi, że w ich żyłach płynie polska krew, z Szydłówka (dzielnica Kielc – przyp. E.R i K.I.).
-Tęskni Pani za polskimi smakami, za polską kuchnią?
- W New Jersey nie mam problemu z zaopatrzeniem w polskie produkty. Siadam w samochód i 10 minut później wracam z polskiej masarni z siatkami pełnymi kabanosów, szynki i kotletów schabowych.
Dziękujemy za rozmowę i do zobaczenia w Kielcach.
Rozmawiali:
Edyta Ruszkowska – Portal Informacji Kulturalnej
Krzysztof Irski – radio FRI