MARIAN BARAN
(POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ)
PRZYKAZANIE
Tysiące lat – synu
tysiącem udręczeń
wycinał bruzdy
na zgrubiałej ręce
moich pokoleń
Tysiące lat trzeba
abyś dojrzał kwiaty
i łany pól moich
By żurawiem ze stali
stawiać dom nowy
Aby twoja matka
nie dzieliła strawy
na dziś i jutro –
tysiące lat trzeba
BASA MICHAŁ z Tarczka
ŚPIEWU NAUKA
Gdybym chciał wybić tempo i rytm,
Jakiego jeszcze nie spisał nikt,
Musiałbym stworzyć takiego coś,
Coś na uciechę, nigdy na złość.
W tempie zawrotnym, jakiego nikt
Nie mógłby tańczyć trzymając rytm.
Do tańca trzeba lekkości nóg,
Nie każdy będzie znowu tak mógł…
Co to za taniec? Ja nie wiem sam,
Bo ja nie tworzę, tańczę czy gram,
Lecz moje pole, łąka czy las
Tworzą te tony, takie w sam raz.
Zabrzęczy pszczoła, to grubiej trzmiel,
Zaśpiewa ptaszek, schowa się w chmiel,
Wrona zakracze, bociek klekoce,
Kukułka kuka na przekór sroce.
Kiedy wieczorem mgła łąkę ściele,
Słowik nad rzeką nuci mi trele,
Kosy i wilgi, kukułka kuka -
Takiej melodii moja nauka.
ZAGAPIEŁ SIE KSIEZYC
Zagapieł sie miesioc,
Patrzy na me pole,
Jak to pole uorze,
Jak jo się mozole,
By ino wyuorać
Na górze tom role.
A góro wielgaśno,
Ze az bolo nogi!
Patrz-ze se, miesiocku,
Jak uorze odłogi.
Patrz-ze se, miesiocku,
Na to moje pole,,
Może ty zrozumis
Naso chłopsko dole.
Grzbiet z wysiłku preze,
A trzymom capigi,
Już kunie ustajo,
Nie zorze w try migi.
Jutro zasioć muse,
Just je tako dola,
Chociaz rola sucho,
Nie ostawie pola.
A może desc będzie?
Cego sie spodziewać,
Nie sprzedali wegla,
Skrodem w lesie drzewa…
Późni mnie nie będzie,
Siedzieć przecie muse…
- Cholero, do bruzdy!
Chłop przeklon już duse.
Cegos sie, miesiocku,
Gapis na niedole?
Znizełbyś sie nizy
I zaoroł pole!
W MOIM OKIENKU
W moim okienku kwitną kasztany
I to jest świata ma wizja cała,
Jestem kochany czy zapomniany,
Przestrzeń okienka tylko została.
I tą przestrzenią żyjąc się cieszę,
I taka przestrzeńdziś mi wystarcza,
Gdy z łóżka mego patrzeć się spieszę
I niedołęstwem innych obarczam.
Jednak się boję, korzystam z czasu,
Bo gdy kasztany całkiem okwitną,
To radość życia zniknie zawczasu,
Kwiaty i radość z oczu mi znikną.
W moim okienku , życia przestrzeni,
Kiedyś zabraknie radości słońca,
I z końcem kwietnia wszystko się zmieni,
Już raz ostatni, z szarego końca
Spojrzę na piękno kwiatów, zieleni,
A dusza moja wzleci do słońca!
KAŻDA CIĘ RZECZ WIELBI
Każda Cię rzecz wielbi w przyrodzie, o Boże.
A my ludzie? Człowiek – osoba doskonała…
Czemuż nie każdy poznać Ciebie może?
Połowa o Tobie to już zapomniała,
Że jesteś, Boże, kierujesz gwiazdami,
Ruchem planet, rządzisz życiem ziemi,
Potęgą swą panujesz nad galaktykami.
A my, ludzie, dziećmi jesteśmy Twoimi,
Wiemy, że pycha obala trony,
Nienawiśc szczęście burzy, rozbija rodziny,
Kto nie chce Ciebie uznać…Jak biedne te domy…
Ale daruj im, Panie! My Ciebie widzimy!
Kto Ciebie nie uznaje bielmem zaślepienia,
Innym zasłania oczy, przekonania łamie…
Za takich ofiarujem swój ból i cierpienia,
Modlitwą i miłością zmażemy to znamię.
WIERZĘ
W mistycznym ciele Boga
Jest moja siła, droga.
Dop serca Go wziąłem
Dla duszy
Przyrzekłem go nie naruszyć.
Bo On zmysłami człowieka
Kierować chce, nie zwlekać.
W mistycznym Chlebie Żywym
Są niezbadane dziwy.
Ludzie szukają zbawienia
I blasku chcą, nie cienia,
Znajdują duszy krzepienia.
Szukają nie smutku, ciemności,
Lecz blasku, słońca, radości,
I życia chcą wiecznego
Dobrego, a nie złego.
Wszystkiego końcowa droga
Jest niczem w nicość.
Jam mocny, bo wierzę w Boga.
O MOIM OJCU
Słabo okryty, latem boso,
Do dworu chodził kosić kosą,
Pisać nie umiał ani czytać,
A kiedy szedłem o coś pytać
Taki był mądry, taki miły,
Że słowa jego mi się śniły.
Nad wszystko ojca swego lubiłem,
Ojca podpisać się nauczyłem,
A przy nauce – tak się zdało –
Że syn i ojciec – jedno ciało.
Mówił, że dawniej nie uczyli,
Kozacy carscy pędzili, bili…
Jakaż to była nauki klasa,
Gdy ojciec pisał: TOMASZ BASA!
Tylko przednówek był niewesoły,
Jeść co nie było, puste stodoły,
Lecz kiedy tylko przednówek minął,
Cień z czoła ojca natychmiast zginął.
Bo w jego rękach już dudnił cep,
A matka piekła nam pierwszy chleb.
JOM BOGOC
Jom bogoc, nic mi nie trzeba,
Gdy mom wiater polny, kwiaty
Na moi uoce, skrowek nieba,
Wolnoś, nie ma wroga, wokół braty,
Same Poloki i ziemia polsko, nasa.
Choć strzechom ma chata kryto,
Ale mom dach suchego poddasa,
I coż mi wiecy trza – nicht nie pyto.
Tom przecie bogoc spory,
Bo mom gniozdo bocianie,
Klekoty z rana i gwory,
Bo kozdy chce jeś, kiedy ze snu wstanie.
Mom psa, kota, dwa powie i kury,
Krów śtery i owiec pińć, i mysy i scury.
Ubranie na codziń, ubranie od świeta,
Dwanoście morgów na stare się licy:
Jo po uojcu, syn po mnie znowu oddziedzicy
To pole, statki, inwentorz i wsystko.
Tak zyjemy
I tym w mieście dajemy
Duza swego chleba,
Tak beło i tak będzie,
I tak jes potrzeba.
ORĘDZIE DRZEW
Płaczcie brzozy, gadajcie bukom,
Bezdomny, domu tutaj nie szukam.
Buki niech olchy czarne obudzą,
Niechaj se spocznę, ogromnie strudzon.
Mój odpoczynek tu pod dębami…
Bądźcie mi drzewa mymi stróżami.
Jodły zaszumią mi kołysankę,
Osikę wezmę se za kochankę,
Nich już strachliwie tak nie dygoce,
Zemną spokojne ma dni i noce.
Niech pieszczotliwie do mnie się schyli
I ten spoczynek niech mi umili.
Modrzewie śmigłe, puszyste świerki,
Czuję, zapłacą mi poniewierki:
Igliwie na sen będzie mi spadać,
O partyzantach będą mi gadać.
Sosny na straży staną w szeregu,
Żeby w leżysko nie wiało śniegu.
Wiosną, gdy wiater szumi dąbrową,
Pięknie mi będzie śpiewał, bojowo.
A wiązy, graby, lipy i klony
Będą jak nigdy niedoszłe żony.
Zapachem miodnym będą karmiły
I w tym wieczystym śnie mnie żywiły.
A kiedy długą nocą jesienną
Wiater wyszumi mi piosnkę senną,
Jakże mi dobrze, jak dobrze będzie,
Gdy las odśpiewa swoje orędzie.
STWORZENIE PARTYZANTÓW
Był to dzień wielki: Bóg usiadłna tronie,
Tron złotolity stał na chmurze białej,
Pan był w purpurze i złotej koronie,
A trąby grały hen po Polsce całej.
I od Łysicy, od Świętego Krzyża,
I od Bukowej biły twardio gromy,
A Pan Bóg z tronem się zniżał i zniżał,
Aż zasiadł wpuszczy między pnie i złomy.
I w te do Niemców odezwał się słowa:
- Drzemałem sobie za chmury zasłoną,
gdyście rzucili się jak wilcza sfora,
pożarli kraje, których ja obroną,
moja opatrzność, moja tylko wiara…
Narzuciliście im psie obyczaje,
I swe porządki, bierz was diabli za to,
Wam było mało zdobyć cudze kraje,
Chcieliście wszystkich wymęczyć za kratą!
O zły narodzie! Zemsta was nie minie,
Bo marnie będzie z wami, sukinsyny!
Który najgorszy, jak pies marnie zginie,
Żaden nie ujdzie z życiem z tej krainy!
Padł postrach blady na żandarmów gęby,
Lecz jeszcze łudzą się: może to strachy?
Więc ten i tamten suszą sobie zęby
I powiadają: Ot strachy na lachy…
Lecz dość miał Pan Bóg tej germańskiej pychy,
Aby im skrócić niecnych zysków czasy,
Stworzył z chłopaków wychudłych i lichych
Huf partyzancki, i posłał go w lasy.
A dbały o to, by Jego żołnierzom
Nie brakło nigdy powietrza i wody,
Żywić ich kazał wszystkim leśnym zwierzom,
I wszystko co mógł, dał im do wygody.
Dał im więc góry i leśne bezdroża,
By się zagrzali w czas zimy w pochodzie,
I oko Świętej Opatrzności Bożej
Czuwało, aby nie byli o głodzie.
I chciał, by w boju byli jak z granitu,
Byli zawzięci i wściekle zuchwali,
Aby odwagą doszli do zenitu
I nieugięci byli jak słup soli.
…
Od gór Łysicy ponad inne lasy
Pan Świata wici posłał aniołami,
Aby już skończyć te zbójeckie czasy,
Bić każdy ruszył za tymi wiciami.
I kark germański zgiął się pod ciosami…
Naród słowiański, już tak rozzłoszczony
Gromił bez przerwy, a za żołnierzami
Zdobyły wolność ludzi milijony.
Gdy bestia padła już w samym Berlinie,
Pan z tronem uniósł się nad chmury:
- Pycha germańska, złość, podłość niech zginie!
Grzmiał Pan ze szczytu świętokrzyskiej góry.
LIST PARTYZANTA DO MATKI
Najdroższa, kochana Mamo,
Piszę do Ciebie ten list pierwszy;
Wiem, że zostałaś opuszczona, sama,
Więc na pociechę piszę parę wierszy.
Chciałem najpierw Twoje ręce ucałować,
Comnie wypieściły, co mnie wychowały…
Za to wszystko szczerze chcę Ci podziękować,
Żem w życie poszedł zdrowy, silny, cały.
Myślisz, Matko, że Cię zapomniałem?
Wiem, że o mnie myślisz o każdej dnia porze…
Cóż kiedym synem innej matki, tu teraz zostałem
Przy Matce Polsce i przy Jej honorze.
Możem dawniej więcej kochał Ciebie,
Pamiętasz, gdym chciał iść do szeregów,
By kraju bronić, Tyś mnie zatrzymała,
Lecz teraz jest u każdego w potrzebie
Polska, łachmanami, krwią okryta cała,
To kochać ją trzeba więcej niźli Ciebie.
Dopóki nie złamano szczęścia rodzinnego,
Wróg nie zamordował Ci syna,
Mnie brata, to czekałem czasu stosownego,
Lecz teraz wroga gnębić nic mnie nie powstrzyma.
Więc módl się, Mamo, i czekaj cierpliwie,
Tak jak się modliłaś w każdą nawałnicę,
Gdy czterech małych synów tuliłaś troskliwie,
Gdy przy grzmocie piorunów paliłaś gromnicę.
Nic nam nie zrobiły grady i pioruny
Przez to, że uczyłaś wytrwać w ducha sile,
Nikczemny wróg porwał cierpliwości struny,
To musiałem Cię odejść. Wspominam Cię mile.
Módl się, by po tej wojennej zawierusze,
Z nas któryś mógł Twe spracowane ręce
Ucałować, mógł pocieszyć Twą starganą duszę,
Wreszcie dał kres w starości Twej pracy i męce.
Czekaj, Matko, kiedyś do domu wrócę,
By orać dalej ojcowskie zagony,
Ale wtedy gdy żołnierze wolność kraju zwrócą,
Jeśli nas nie rozdziobią gdzieś kruki i wrony.
Bądź dzielna zawsze, Matko, bądź cierpliwa,
Tak jak przystoi na matkę żołnierza,
Niech do walki z wrogiem ciągle sił przybywa,
Biorę za puklerz świętość Twojego szkaplerza.
Więc żegnaj i pamiętaj, Mamo,
Że zawsze pamiętam gdzieś o Tobie,
Że Cię zostawiłam tak jedną i samą,
Że pracę i starość odpłacę, odrobię.
KOLĘDA W OBOZIE I
Idźmy do stajni lichej,
Dzieciątku złożyć hołd,
Mateńce Jego cichej
Na odzież dajmy żołd.
Stajenka jest uboga,
Tak zimno, w stajni mróz.
Płacze Dziecina droga,
Bo domu nie ma już.
Hej, niemieccy siepacze,
Coście spalili dom –
Na zimnie Jezus placze,
Was nieszczęść dotknie grom.
Nasz szałas – stajnia zima,
Tam zimno i tu lód.
Odkupi świat Dziecina,
A my z niewoli lud.
KOLĘDA W OBOZIE II
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Wszystko w niemej ciszy stawa,
W ten dzień siłę i nadzieję
Daje polska sprawa:
By wreszcie ten miecz karzący
Krwią naszą przestał ociekać,
A Chrystus dziś się rodzący,
Dał wolnej Polski doczekać.
Niech się rodzi Polska nowa,
Niechaj z rąk spadną kajdany,
Wróci wolność życia, słowa,
Błogi spokój ludziom dany.
KOLĘDA W OBOZIE III
Ido Niemce na pasterke
W tym roku, w tym roku,
Wtem coś w górze zawarczało
Wysoko, wysoko.
Hejze ino, bomby leco,
Nichze im sie lampy świeco,
To przecie lotnicy nasi,
To nasi, to nasi.
Az sam Hitler wlazł do schronu,
Bo się bał usiedzieć w domu.
Hejze ino, nasi bijo,
Aze Niemce z bólu wyjo,
W tym roku, w tym roku.
By nos wreście przestoł dręcyć, psia wiara,
To kazdego rozłupiemy ziandara.
Partyzanty, jak wypijom,
Wyślachtujom ich, wybijom,
Bo kozdego juz tu majom
Na oku, na oku.
Wyśta, Niemce, nowocesne pasterze,
Ze wom nikto jak wilcurom nie wierzy.
Samoloty nadlatujom,
To wos troche przegremplujom,
Łajdoki, łajdoki.
Składomy wom na ostatku zycenia:
Niech wom kraj sie cołkiem w gruzy zamienia.
Dowiedzta sie, jak to dobrze,
Cego wom zycymy scodrze.
Hejze, pludry wy germańskie
Niemiłe, niemiłe.
I tak dzisioj nom jes jakoś wesoło,
Choćtaś wszyćko wynieścieły wokoło,
Nachlojta sie nasy pracy,
Niech wom na wierzch wyńdo ocy,
A po śmierci, to wos wszystkich
Bierz diabli, bierz diabli.
PIĘKNA ZIEMIO KIELECKA
O piękna Ziemio Kielecka moja,
Że wiem, jak hojna jest płodność twoja,
W duszy i w sercu wielkim kochaniem
Płonę do ciebie, Ziemio, z oddaniem,
Z hołdem, ze czcią, z miłością rozognioną,
Wielkich ludzi wydało Twoje łono:
Żeromskich, Sienkiewiczów, Prusów,
Dygasińskich, Kochanowskich , Rejów,
Czarneckich i Stasziców z historycznych dziejów.
Czy w pogodę jasną, czy z deszczową chmurą
Piękna jesteś ziemio z Świętokrzyską Górą.
Jesteś mi tak droga jak ma własna matka,
To kochał Cię będę do życia ostatka.
Ludności rzesze karmisz hojnie, nasza Ziemio,
Ziemiopłodów przeróżnych pachnącą zielenią.
Piękna, płodna, i mlekiem i miodem płynąca,
Najdroższa moja Ziemio, w polskich blaskach słońca.
Za wszystko tak Cię cenię i kocham bez granic,
Za nic bym Cię nie zmienił, ani oddał za nic.
Kocham Cię od kołyski, od małego dziecka,
Moja Ty piękna Ziemio, najdroższa, kielecka.
BIŃCZAK JÓZEF (Słowiański Bolesław)
(POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ)
RZEŹBIENIE
W świeżo wydobytej glinie
szukam ocalenia
twarzy
pięknej
Szukam i odnajduję
uśmiech
i zaczęte słowo –
dokończone spojrzeniem
Przypadkowo napotkany
Kamyk
- miniatura serca –
ożył.
KŁOS
W środku Warszawy –
Kłos żyta!
Skąd i jak przywędrował
aż tu, na skraj chodnika?
Daje znak,
napomina
że w polach żniwa!
Jest złamany wpół,
podobny do nogi
polnego konika.
Całym sobą
zda się sprężać do skoku
by wzlecić
ponad dachy domów
i znów wrócić
tam…
CEDRO-BISKUPOWA MARIA z Wilkowa, gmina Bodzentyn
WSZYSTKO CIĘ CHWALI
Wszystko Cię chwali, Wszechmocny Boże,
Maleńki strumyk i wielkie morze,
Doły, równiny i wielkie skały,
Czść Ci oddaje, Boże, świat cały.
Wszystko co żyje Tobie dziękuje,
A tylko człowiekwciąż się buntuje.
Cała przyroda kochać Cię uczy,
A człowiek nie chce, choć piekło huczy.
Choć wie, że kiedy na Twój sąd stanie,
Długu wdzięczności zażądasz, Panie.
MATKA BOSKA SIEWNA
Wrześniowym wieczorem gdy świat już uśpiony,
Idzie Święta Pani przez polne zagony:
Sznur pereł na szyi, jej suknia powiewna,
To Niebios Królowa – Matka Boska Siewna.
Idzie cichuteńko z swej niebieskiej dali,
Żeby tych nie zbudzić, co w dzień pracowali.
W rąbek zawinęła pełno ziarnek zboża,
Święta Gospodyni – Siewna Matka Boża.
Gdzie tylko ziarenko na ziemi zostawi,
Rośnie piękne zboże, Bóg je błogosławi.
Bo którędy przejdzie Matka Dobrej Rady,
Ominą nieszczęścia , i susza, i grady.
Cicho. Kiedy jeszcze cały świat uśpiony
Powraca Maryja w swe niebieskie strony.
Mgła ziemię otula, Jej suknia powiewna,
Ludzie mowią: przeszła Matka Boska Siewna.
NIEJEDNI MNĄ POGARDZAJĄ
Niejedni mną pogardzają,
Dlatego, żem ze wsi
Ale by się gniewać o to
Nawet mi się nie śni.
Czyż nie warta jestem chleba,
Posłuchajcie, proszę,
Choć sczerniałe z pracy ręce,
Choć wiejski strój noszę.
Niechaj przyjdzie na mą rolę
Ktoś tam z miasta, mlody,
To ja z sieropem czy z grabiami
Pójdę z nim w zawody.
Cóż poradzi wtedy taki,
Gdy zbóż pełne kłosy,
Jak nie będzie znał żniwiarki,
Sierpa ani kosy?
To niech sobie lepiej młody
Wróci do pisania,
Boby między rolnikami
Nie znalazł uznania.
A więc każdy niech pracuje
Według swojej woli,
Cześć ci, wiedzo i nauko,
Cześć pracy na roli.
ZIEMIO KIELECKA
Ziemio Kielecka, kocham cię szczerze,
Że jest piękniejsza – temu nie wierzę,
Chcę byś słynęła po wieczne czasy
I świętokrzyskie twe piękne lasy.
Bo tu spędziłam życia wiek młody,
Gdzie łysogórskich strumieni wody,
Gdzie uroczyście szumią jej drzewa,
Gdzie chóry ptasząt hymn tobie śpiewa.
Czy twego miasta zobaczę mury,
Czy ciche wody, lasy i góry,
Czy twouich wiosek domy ubogie
- wszystko mi miłe i sercu drogie.
Ziemio Kielceka, tyś mnie karmiła,
Gdy łzy płynęły, tyś je koiła,
Twoje mnie lasy wonią poiły,
W tobie chcę spocząć gdy braknie siły.
Tylko dla ciebie piszę me wiersze
I pozdrowienia ślę ci najszczersze,
Bo cię serdecznie kocham od dziecka
Moja rodzinna Ziemio Kielecka.
NIEJEDNI MNĄ POGARDZAJĄ
Niejedni mną pogardzają,
Dlatego, żem ze wsi,
Ale by się gniewać o to,
Nawet mi się nie śni.
Bo cz nie wart jestem chleba,
Posłuchajcie, proszę,
Choć sczerniałe w pracy ręce,
Choć wiejski strój noszę.
Niechaj przyjdzie na mą rolę
Ktoś tam z miasta, młody,
To ja z sierpem, czy z grabiami,
Pójdę z nim w zawody.
Cóż poradzi wtedy taki,
Gdy zbóż pełne kłosy,
Jak nie będzie znał żniwiarki,
Sierpa ani kosy?
To niech sobie lepiej młody
Wróci8 do pisania,
Bo by między rolnikami
Nie znalazł uznania.
A więc każdy niech pracuje
Według swojej woli:
Cześć ci, wiedzo i nauko,
Cześć pracy na roli!
CZERNIK STANISŁAW
(POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ)
OKOLICA
Okolica moja – górnolica –
Zaziemiona polami
Zadrzewiona lasami
Ułączniona nadwodnie
Urzeczniona przypolnie –
Okolica moja – pagórnica –
Ojczyźnica
Łysogórskie jej zjawy
Na zachodzie zawisły,
Jakby znaki pytania.
I kroplami zarania
W moim sercu rozprysły
Przeddziejami kochania
U wrót duszy zawisły
Garbne znaki pytania –
Świętokrzyskie i jedlne
Zbłękitnione modrzewnie,
Bożycami pogańskie,
Witosławskie i dębne,
Sobótkami obrzędne –
A nade wszystko
A nade wszystko
Rodzinnym domem śpiewne.
…Mojego domu rodzinnego okna
W świętokrzyskie patrzyły pagórze
Okolica moja – pagórnica –
Zaziemiona polami
Zadrzewiona lasami,
Ułączniona nadwodnie,
Urzeczniona przypolnie
W jeden dla mnie skreśliła się znak
W który dziecka patrzyłem oczami
Z mojego domu rodzinnego okien.
ROZMOWA
ON:
Tutaj kościół budował
Sam Władysław Herman
Tu była kasztelania –
Królewska.
JA:
Mieścina jakaś mizerna
Jak ostatnia po płaczu łezka,
Gdy z oka wyjść się wzbrania
Półschnąca
Lecz bardziej od poprzednich niebieska.
ON:
Tutaj kraina niebielonych pował,
Świat wapienników,
Archeologia dymarek
I geologia karbońska.
JA:
Czuję dużo starego słońca,
I powietrze tu naprawdę świeże,
Jak stroje bez kołnierzyków,
Jak niebieska przy koszuli wstążka.
Widać, że epoka dawna –
Karbońska.
ON:
Słowa jak ręce
Patrz – jakie szorstkie i zgrzebne,
Czasem tylko są lniane w piosence.
Tu żyto kiepskie się rodzi
Z półłanu masz kilka ćwierci
Lecz inny urodzaj nad podziw.
Idźże do serc ich.
Możesz jeść – takie chlebne!
ZIEMIA
Chcę upodobnić się do niej
Gnąc w odludnym ugorze
Tu – lękiem stóp i dłoni
Już, już odkrywam tajemnicę
Gdy czoło trawy przyłożę,
Ustami zioła pochwycę,
Ostami wargi pokrwawię
Chłonąc jej sok i rosę.
Tu zieloność jej jak liście buka
Wstrzyknę w źrenice
By mi nie lśniły jak robaki w trawie,
W kretowisko wsunę stopy bose
Ramionami przylgnę do bruzd,
Jakby krzyżem – ostatnią miłością
Wtedy oczu zieloną mądrością
I goryczą pokrwawionych ust
Sobie i jej błogosławię.
GISGES JAN MARIA
(POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ)
ŚCIEŻYNA
Las, nie las
Żółte smugi spadają do ziemi,
Kłaniają się niebu w pas
Kłosami dłońmi – pozdrowienie!
Śmigają łydki,
Zielona spódnica
Biodrom dodaje uroku,
Piętom
Oczy zdejmują przebiegłe drogi
Jak pończochy.
Płowa głowa
W płowym morzu
Żegluje warkoczem,
Poczekaj!
Żyta otwarte…ścieżyna…
W prosie - gonię
W echach lasów wyławiam
Młodość gonię –
Uchodzącą dziewczynę.
WIECZÓR POD ŁYSICĄ
Na progu pod okapem
Wiecheć postrzępiony
Wygrabia niebo z chmur.
Matka warzą strawę
Ziemniaki i żur.
Wiatr ściął jak batem buków wierzchołki,
Obejrzał się za przyszłym latem
I rozkołysał na fali żagli zielonych
Myśl dotkniętą legendą.
….
Padają krople
Strzygi
Sprzed tysiąca lat
…bladolice
trzysienice
czarownice
grad.
Matka pałą ziemniaki ugniata dla świń,
Zapach paruje do klasztornego ogrodu
I ogród z kwiecia wymiata.
Za blisko wioski bez boru góra…
Czarcich łap czarne chmurzyska
Zamykają szczyty w pięściach…
Pęka góra:
Sypią się łzy – kamienie –
Na rozmokłą, rozoraną ziemię.
………
Na malwy w dzwonkach nieszpór
Wiatr – kościelny ogłasza.
WESELE
Oberek, obereczek,
Wianuszek – pierścioneczek –
Ktoś jej skradł.
W gwar weselny się wkradło
Wirujące urzekadło
Świętokrzyski wiatr
Pocałujże pannę
Gibką jak dziewannę
Hej! Kapelo, graj!
Gorzka, gorzka wódeczka
Niby wiśnie usteczka
Daj, młodemu, daj.
Głowę w wianku skłoń,
Świat jej się ukłoni –
Kto by zgadł –
Świętokrzyskie wesele –
Świętokrzyski oberek
I puszczański wiatr.
KŁOSOWSKA MARIANNA z Tumlina-Wykienia, gmina Miedziana Góra
ZMARTWYCHWSTAŁY ZBAWICIEL
W niedzielę wczesnym porankiem o świcie
Szedł Jezus – Zmartwychwstały Zbawiciel.
I szedł przez wiejskie opłotki
odziany w sztę białą,
A w ręku trzymał chorągiew –
To symbol Jego chwały.
Ten, który między niebem a ziemią
Zawisł na krzyżu z łotrami,
Aby nas wszystkich pojednać,
Bo chciał być razem z nami.
I przybrał postać człowieka,
Przystanął na skrzyżowaniu dróg…
Przechodnie Go wszyscy mijali,
A to był Zbawca, nasz Bóg.
I ja Go też minęłam,
Choć szłam na Jego spotkanie,
Bo nie myślałam, że zmieni postać...
Więc przebacz mi
Mój Zmartwychwstały Panie.
JEZUS FRASOBLIWY
Pod lipą na dróg rozstaju,
Gdzie łąki kwiciste i łany,
Stał wyrzeźbiony świątek -
Jezus Zafrasowany.
Latem rój pszczół go otaczał,
Zimą mróz smagał twarz jego,
Bo on przypominał ludziom
Jezusa Frasobliwego.
Czasem wędrowiec tu spoczął
I rolnik spracowany,
On im ukoił zmęczenie –
Jezus Zafrasowany.
I matka z gromadką dzieci
Siadala koło niego,
A dzieci składały kwiatki
U stóp Frasobliwego.
W gorące dni spiekoty
Jakie są przede żniwy,
Przygląda się żniwiarzom
Jezus Frasobliwy.
Choć wiek dwudziesty mija,
On stoi wciąż jak żywy
I patrzy na lud wieśniaczy –
Jezus Frasobliwy.
FRASOBLIWY
Na kamieniu przy drodze, tam gdzie pagórki i niwy,
Usiadł sobie zmęczony Jezus Frasobliwy.
I podparł ręką brodę, drugą na kolanie położył
Zafrasowany jak wtedy, gdy żywność na pustkowiu rozmnożył.
Zafrasowany, że w Kanie młodym zabrakło wina,
że Łazarz cztery dni w grobie, że martwa leży dziewczyna.
O Frasobliwy Jezusie, Tyś wszystkim wynagrodził,
Burześ na morzu zatrzymał, ryb pełna sieć w Piotra łodzi…
Tyleś dobrego uczynił, od wschodu aż po krańce ziemi,
A teraz siedzisz zafrasowany z oczyma spuszczonymi.
DZIĘKUJĘ CI PANIE
Dziękuję Ci, Panie, za wszystko co mam:
Za dary laski, którymiś mnie obdarzył,
Za rozum, że mogę odróżnić
Pychę, złość i kłamstwo
I dobroć wyczytać z ludzkiej twarzy.
To wszystko, mój Panie, mi dałeś
I mogę oglądać swoimi oczyma
Te niezliczone bogactwa i krajobrazy,
Piękno tej ziemi, żar słońca
I ostrość mrozu, który nam niesie zima.
To wszystko, mój Panie, sam ufundowałeś:
Wysokość nieba, głębię podziemia
I krańce ziemi, któreś nam otworzył
I dał we władanie swojemu ludowi,
By z tego dobra tysiąckrotne mnożył.
Choć czasem w życiu jest pełno goryczy
I ciężkie jest krzyża dźwiganie,
Lecz trzeba go donieść do końca…
I za to dziękuję Ci
Mój Panie.
BOŻE NARODZENIE
W betlejemskiej stajence
Jezus się rodzi na sianie,
Wśród bydła i pasterzy,
Bo takie jest prorokowanie.
Przez wielką miłość do ludzi
Bóg zesłał Syna swojego,
Czy znajdzie się w twoim sercu
Odrobina serca dla Niego?
Tak bym Go chciała przywitać,
Dotknąć paluszki Jego,
Ażeby mi błogosławił
Do końca życia mojego.
O Gwiazdo Betlejemska,
Któraś pasterzom drogę świeciła,
Oświeć i dla mnie, idącą przez życie,
Żebym w ciemnościach nie błądziła.
CHŁOPSKA DOLA
Przez zagony, przez pola
Idzie chłopska niedola.
Szła jesienną szarugą
I usiadła nad strugą.
Polna grusza samotna
Swoim szumem ją woła:
- Chodź, ty chłopska niedolo,
otrę smutek twój z czoła.
I usiadły przy sobie
Chłopska dola i grusza,
Snuły dawne wspomnienia,
Wiatr nad nimi się wzruszał.
KORBAN CECYLIA z Nidy, gmina Morawica
TAM POD LASEM SKOWRONECZEK
Tam pod lasem skowroneczek
W górze wstrzymał się,
To dla mego taty śpiewa
Najpiękniejszą pieśń.
Gdy od pługa skiba leci,
Rozsypuje się,
Tato z czoła pot ociera,
Do mnie śmieje się.
Skowroneczku, śpiewaj, śpiewaj,
Ty to dobrze wiesz,
Że najcięższa praca w polu
Mego taty jest.
Skowroneczek to usłyszał
I dał dobry znak,
Skrzydełkami zatrzepotał
I zaśpiewał tak:
Siej, rolniku, złote ziarno,
Siej i słuchaj mnie,
Nie będziesz siał, nie będziesz miał,
Ni będziesz miał nic.
Do dziś śpiewa skowroneczek
Nad rolnikiem w głos,
On zna dolę i niedolę,
Ten rolniczy los.
ZIEMIO KOCHANA
Ziemio kochana znad rzeki Nidy,
Ty wysłuchujesz szumiących wód,
Twa piękność sprawia, że ciebie nigdy
Tu nie zapomni, kto ujrzeć mógł.
Piękną zielenią pola pokryte,
I łąki w barwnych kolorach lśnią.
Na wzgórzach skały wodą podmyte,
Gdzie kędzierzawe rośliny lśnią.
Niebieska wstęga kraj tu przecina,
Krętym korytem w dolinie mknie-
Ziemio Kielecka, ziemio jedyna,
Do ciebie serce z miłości lgnie.
O ciebie tutaj mój tato walczył,
Gdy cię ostatnio zagrabił wróg,
Żeby cię wolną jeszcze zobaczył,
Żeby cię wolną uprawiać mógł.
Jak cię nie kochać, wiosko rodzinna,
Kiedy cię kochał ojciec i dziad,
Chociażeś dzisiaj już nieco inna,
Lecz zawsze piękna jak róży kwiat.
Kocham cię ziemio, kocham cię wiosko
Znad rzeki Nidy, kieleckich wzgórz,
Tyś mą radością, tyś moją troską,
Kocham - i będę - na zawsze już.
NIE MIEJ ŻALU DO JESIENI
Niemiej żalu do jesieni,
Nie miej żalu, nie miej, nie…
Że przychodzi, wszystko zmieni,
Aż piękniejsze staje się.
Ona drzewa nam okryła
Purpurowym płaszczem swym,
Mały listek pozłociła,
Który przed spoadnięciem drży.
Nad polami dym się ściele,
Bo tam łęty palą się,
Nad pastwiskiem już zanika,
Bo już ognisk nie ma, nie…
Grzyby, jabłka, grusze, śliwy
- to jesieni piękny dar…
nie miej żalu do jesieni,
choć masz w sercu jakiś żal.
Wieczory nam przedłużyła
I księżyca drogę też,
Nie miej żalu do jesieni,
Ona pełna marzeń jest.
Drzewa nagie nam zostawia
I szarugi, słotny deszcz
Nie miej żalu do jesieni,
Ona taką porą jest.
Srebrną nić nam rozesłała
Poprzez pola, łąki, las…
To jest nasza piękna jesień,
Którą kocha każdy z nas.
MŁODOŻENIEC STANISŁAW
(POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ)
WIEŚ
Chałupiny rozrzucone -
jak Bóg dał…
Tu i tam –
ino – ino –
do tej ziemi przyklejone
jakoś tak -
aby żyć …
Chodzą ludzie dookoła –
jak Bóg dał…
Tu i tam –
Utytłana trudem pszczoła
jakoś tak …
Chodzi radość po wygonie –
jak Bóg dał…
Chodzi smutek po zapłociu –
Jak Bóg dał…
Jakoś tak - -
- - - aby żyć.
ORKA
Co rok skiba się odskibia –
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - rośnie żyto.
Co rok rola się upulchnia –
- - - - - - - - - - - - - - - - - - dobre żyto.
Co rok głowa się przychyla –
- - - - - - - - - - - - - - - - - - ciągnie ziemia,
Co rok ziemia się przymila –
- - - - - - - - - - - - - - - - - dobra ziemia.
KLECHDA O BUTACH
Koprzywnica – miasto słynne,
Zasłynęło swym przemysłem:
But czy chodak ten się liczył –
Co szedł z kopyt Koprzywnicy.
Tamci szewcy! …O jak szyli!...
Do każdego zakon przyległ
…dać i towar irobotę:
wokół po wsiach głośno o tym.
I wiadomo: fach ich szewski
Po klasztorze szedł cysterskim,
Z niego wzięli swój rodowód
Rąk rzetelnych, żar do robót.
Kładli czujnie sekret kopyt
Pod narowy chlopskiej stopy:
Przyszwa, czubek i napiętek
Już miewały, w miarę wcięte.
Takie buty: i do onuc
I na przyboś w nich chodzono.
Chód był długi. Skóra – „hamburg”
Z wytrwałego znana garbu.
Pod tran poszła i pod szuwaks
Jak tam komu, kto but wzuwał
Do parady czy do robót,
Jak tam kiedy, na co obuł.
Żeby pojąć do ostatka:
U nich wlasna była dratwa,
Wlasne ćwieki też strugali:
Każdy, jucha, stał ufnalem.
Trafi skóra, że popęka –
Ćwiek ostoi: trwa we wnękach;
Szwy na siłę dratwa trzyma…
Chodak…Łazi biedaczyna.
Poznać po nim gmach roboty
Z koprzywnickich sławnych kopyt.
Mówią: „Chodził but bez skóry”…
Kto by śmiał się, mówię: dureń!...
Od Połańca, tu Kościuszko
Wpadł się obuć: buty zmuskał;
Potem szewców uczcił winkiem
I powiadał o Kilińskim.
Zna Sandomierz…zna Opatów…
Tam na targach ścisk i zator
Przy straganach z ich obuwiem
- „Bierz te buty”… Ja ci mówię!....
OZGA-MICHALSKI JÓZEF
(POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ)
OBEREK ŚWIĘTOKRZYSKI
Grają skrzypki w zatęchłej komorze
Szumi niebo w licach świętych ściennych
Gra muzyka jak poranne zorze
W tej komorze, w tej komorze ciemnej
W tej komorze na ubitej glinie
Rozżeniłaś, roztańczyłaś ciało –
Tą muzyką, ale ty nie zginiesz,
Sto pokoleń w tobie tańcowało.
Grają skrzypki w zatęchłej komorze,
Szumi niebo w licach świętych ściennych,
Gra muzyka jak poranne zorze
Gdy dziewczyno ze mną się żenisz.
W DOMU
I przyjeżdżam do domu jak dawniej,
Uśmiechają się święte obrazy
I kadzidłem jałowcowym pachnie,
Nie jesteśmy nawet tacy starzy.
Dyle skrzypią. „Gdzieś był tak długo
I coś robił w szerokim świecie?”
Od komina czerwona smuga
Idzie ciepło od łąk – kwiecień.
Jest już chyba po Wielkiej Nocy,
Po ojcowej, po mojej młodości,
Na podłogę łzy leją oczy –
Wymyjemy je wodą miłości.
Cóż tam jeszcze ciekawym okiem
Na odłogach rozstania ujrzę?
Jakim się nie napasę widokiem?
- Dookoła obchodzę podwórze.
Każdym w domu stawianym krokiem
Wykołyszę znowu siebie
I pod ojca umarłym wzrokiem
Swoją młodość z grobu wygrzebię.
PURCHAŁA ZDZISŁAW z Kossowa, gmina Radków
FRASOBLIWY
Usiod Frasobliwy
Na rozstajnych drogach
Zmecony uuazynim
I tud cujoc w nogach
Wsparł mizerak glowe
Na zylastych rekach
I tak se labidzi,
Labidzi i stęka.
Wymoceł se nogi
W młynarzowym stawie
Zapolił fajecke
I legl se na trowie.
uOsprostuwoł kości,
późni zza pazuchy
wyjon bochen chleba
scerstwiały i suchy.
Zajodoł powoli
Przygryzoł ser bioły
A w przydroznych wirzbach
Ptoki mu śpiwały.
Gdy już se odpocon
Utrudzony wielce
Zapytoł sie ludzi
Uo droge na Kielce.
W MOJEJ IZBIE
Pełno w mojej izbie wala się wiór białych
Co je ręce moje przez dzień nastrugały
Gdy rzeżbiłem wiejskie baby, pańskie męki,
Nie zważając na twardość ani też na sęki
Sterczące z kloca brzozy niby kołek w płocie
Nie zważałem na to, rzeźbiłem ich krocie.
To wieśniak, co w worku niósł ziarno do młyna,
Albo kosę klepiący zgarbiony chlopina.
To baba, co śniadanie rankiem w pole niosła,
To znowu Madonna wielka i wyniosła
W modlitwie na piersi złożyła swe dłonie
A inni jak gdyby garnęli się do niej.
To baba, co od kumy wracała z maśnicą
I uśmiech rozjaśniał jej drewniane lico
To chłop przerwał pracę, mnie kapelusz w ręce,
Porusza wargami jak gdyby w podzięce,
Że głos dzwonów słyszy co wiatr z dali niesie
I tutaj aż słychać na polu przy lesie.
ANIELSKI KONCERT
Roz do nasy wsi
Przylecioł bioły anioł
Skrzydla miol strzepiate
I skrzypki drewniane
Takie malutkie.
Zacon grać
Ludzie słuchali
A un groł
Groł i groł
Az słońce
Zacyno zachodzić
Za kowolowom chałupom.
Kuńcył się dziń
Ludzie słuchali
Bydło
Nie obrzędzone na cas
Rycało w obejściach
Dzieciska
Powyłaziły za stodołe
I patrzyły kajsi
Ksiezyc się na niebo wytocył
A un groł i groł
Na Boże narodzenie.
JAK TO W RAJU BYŁO
Rzekł szatan do kobiety
Gdy ta w raju była
Zerwij proszę jabłuszko
Skosztuj moja miła
A przekonasz się sama
Już po krótkiej chwili
Że czyn ten choć grzeszny
Życie ci umili
Wyciągnęła więc rączkę
Bez chwili wahania
Choć czyn to był grzeszny
Bóg tego zabraniał
Adam nie wiedząc o tym
Dał się skusić Ewie
Aż wkrótce rajskich jabłek
Zabrakło na drzewie
Co się potem działo
Domyślcie się sami
Wywrócił Pan Bóg wszystko
Do góry nogami
Wąż pełzał na brzuchu
A Ewa płakała
I taka jej do dzisiaj
Natura została
SAMOTNOŚĆ PO LATACH
Cóż to – sam jesteś?
A gdzie Ona?
Nie w polu przecież
Bo to zima
Widzę firanki jakieś brudne
A na obrazkach pajęczyna
I jakiś obcy nieład w domu
Co tu się stało
Powiedz – proszę
I ręce drżą
Nie z zimna przecież
I nie za groszem
Przecież na stole cała renta
Garnuszkiem brudnym
Przyciśnięta
A ty w tym oknie
Od tygodni
Patrzysz na drogę
I na list od Niej
Sprzed pól wieku
A Ona gdzie?
Wszak niedawno była jeszcze…
NON OMNIS MORIAR
Choć mnie włożą w trumnę
To nie całkiem umrę
O to modlę się Panie
Niech coś po mnie zostanie.
PYCZEK STEFANIA z Dębskiej Woli, gmina Morawica
O ZIELONE LASSY
O zielone lassy co tak strasnie sumio,
Choć tych sumow lassów ludzie nie rozumio.
Bo te sumy lassów to ptoki kochajo
I przez całe lato tam w lessie śpiwajo.
Na wysoki sośnie coś tak glośno stuko,
Bo tam siedzi dziecioł i robaków suko,
Znowu wrzawa ptaków śpiewać nie przestaje,
Znów kuko kukulka i taktu dodaje.
Chodzieł Jan po lessie, ta sie sponiewiroł,
Taki wielgi dzbanek jagod se nazbiroł.
Patrzy Jan po lesie: ślad jes wydeptany,
Bo tu były ludzie co grzyby zbirały.
Ja przecie nie bede grzybów w lessie zbiroł,
Bo jazem ze sobo kosy nie zabiroł.
Jak się zwi Janowo, na grzyby przyleci,
Casem diobeł kusi, jesce mnie odleci!
CIERNIOWA DROGA
Pan Jezus stworzył świat,
Stworzył ludzi i zwierzynę,
Dał wszystką zieleń i każdą roślinę.
Stare drzewa ku ziemi się schylają,
A młode latorośle pięknie wyrastają.
Pan Jezus stworzył ptaki, by ludziom śpiewały,
A ludziom dał oczy, by w niebo patrzały.
Piękne są róże, które rozkwitają,
Mają dużo kolców i nas ukłuwają.
Bo te piękne róże będą nas cieszyły
I przez całe życie będą nas raniły.
Bo od cierniowej korony się odłamały
I swoje nasiona po świecie rozsiały.
Bo ostre ciernie, co głowę raniły,
Rany Jezusowe w różę obróciły.
Cierniową drogą idziemy, nikt nie zmieni tego,
Tak musimy czekać aż Sądu Bożego.
SZUMI WICHER
Ssumi wicher w lecie i w zimowej porze,
Tego sumu wichru nicht pojoć nie może.
Leci to ten wicher, tak sie napracuje –
I choć za to praco ludzie mu nie płaco –
Ilez on za darmo domów naprzewraco!
Wicher ni mo domów, w chacie nie nocuje,
Ilez nocy ten wicher z lasem sie siłuje.
Wicher wsedzie wejdzie, wsedzie jest mu droga,
Bo un swojo siłe otrzymoł od Boga.
Przeciez wszyscy ludzie te nadzieje majo,
Ze siły i zdrowia od Boga cekajo.
Bo to piekne zycie to tak szybko ginie,
Jak ta mała łódka, co po morzu płynie.
STARUSZKA
Siedzi staruszka w swej chatce,
Bo dzieci jej nie odwiedzają,
Tylko promienie słonka
Do jej okien zaglądają.
A staruszka stęskniona
Bez końca czeka na swe dzieci …
Pan Bóg słońcu rozkazał,
Słońce staruszce w okno świeci.
Choć staruszka z tęsknoty płakała,
To ten płacz na nic się nie przydał,
Bo Pan Jezus tej staruszce
Taki los już wydał.
Bo Pan Jezus opuszczonych oczekuje
I wszystkich do nieba przyjmuje.
BALLADA O WŁADKU
Był ci Władek wdowiec,
Chcioł se zycie zminić,
Somsiad mu doradził,
Kozoł mu sie zynić.
Somsiad tam u Władka
Miał do rzodu wiele:
Sprzedoj, Władk, pole
I wyprow wesele!
Władek pole sprzedoł,
Wesele wyprawił,
Somsiad sie u Władka
Cały tydzień bawił.
Drogo zono Władka
Bardzo pokochała:
U Władka piniodze
W kiesyni widziała.
Ach ty drogi męzu,
Jak jo ciebie lubie,
Wyjedźmy nad morze,
Przecie my po ślubie!
Władek z zono jedzie,
Ludzie sie kłaniały,
Bo Władka w deruzce
Z paniochą widziały.
Ach ty drogo zono,
Dobrze ze mom ciebie,
Bo sie z tobo cuje,
Tak jak w siódmym niebie!
Paniocha do siebie po cichu mówiła:
Ach ty głupi dziadu,
Bedzies w siódmym niebie,
Kiedy piniodze wyciogne od ciebie!
Z wcasów wróciły,
Do siebie mówiły:
Sprzedaj, Władek, domek,
Piniodzy brakuje,
Jak pójdziemy w goście,
Cym sie umaluje?
Władek domek sprzedoł,
Mo zonecke młodo,
Piniodze rachuje
I cało kupecke jei darowuje.
Drugo zono Władka
Tak go ogoliła,
Ze prawie nagiego
Chłopa zostawiła.
Wladek już nikoguj
O rade nie prosi,
Mo spodnie podarte
I na drucie nosi.
RAK FELIKS z Borowca, gmina Krasocin
ŻURAWIE
Przyleciały żurawie,
Pokrzykują w lesie,
Trele skowronkowe
Wiatr po polu niesie.
Przyleciały bociany,
W gnieździe już klekocą,
Sowa pokrzykuje
Sama w lesie nocą.
I czajki na łące
Ozwały się z rana,
Ąski się wylęgły
Dla Kazi na wiano.
Kukułka też kuka:
Wesoła jest wiosna.
Drzewa się kłaniają:
Wierzba, topól, sosna.
Słońce się uśmiecha,
Kwiaty się radują,
Wiosna, wiosna, wiosna –
Ptaki wyśpiewują.
Rano i wieczorem
Śpiew radosny słyszę.
Dla ciebie, kochana
Wiosno, ten wiersz piszę.
Weż, chłopcze, fujarkę
I nad stawem graj,
Rano i wieczorem,
Bo to przecież maj.
Graj mi, chłopcze, graj,
Bo to przecież maj.
STAROŚĆ
Na starość nie czekaj,
Sama przyjdzie w porę.
I twarz będzie miała –
Starą drzewa korę.
Ręce wtedy będą
Jak suche konary,
Siła wyobraźni –
Jak słup w płocie stary.
Kiedy przyjdą setne
W porę urodziny,
Starość będzie wtedy
O smaku tarniny.
Z której często wino
Starości pić dadzą,
Na koniec gałązkę
Na niej bzu posadzą.
PIEŚŃ O ZIEMI
Pragnę śpiewać o tobie,
Piękna ziemio rodzinna,
Boś mi sercu jest bliska
I od innych tak inna.
Twoje piękno to lasy,
Te spod samej Łysicy,
Zapach chleba i kolor
Sandomierskiej pszenicy.
Piękna Ziemio Kielecka
Od Pilicy do Wisły,
Twe ludowe korale
Na gałązkach zawisły.
Piękny złoty kłos owsa
Obok srebrny kłos żyta,
Ruń zielonych koniczyn
Już czerwienią zakwita.
Pragnę orać i orać
Pługiem twoje zagony,
Chcę, by każdy twój zagon
Był pszenicą zdobiony.
Kiedy spocznę na miedzy,
Wtedy sobie przypomnę,
Że pisałem o tobie
Wiersze proste i skromne.
ŚPIEWAM WSI MOJEJ
Śpiewam wsi mojej
Jak umiem
O słońcu na niebie
O drzewach o kwiatach
Co rosną w ogrodzie
I o ptakach w lesie
I o rybach zlotych
Co mieszkają w wodzie
Śpiewam wsi mojej
Jak umiem
O pługu o bronach
I o tym jak w polu
Wiosną ziarno sieję
O dobroci słońca
I o tym jak księżyc
Śpośród gwiazd się śmieje
Śpiewam wsi mojej
O kołysce mojej
Wyciosanej z drzewa
Jak mnie kołysała
I o tym jak matka
Wieczorem swe bajki
Mi opowiadała.
SMUGA JULIAN z gminy Morawica
ŚWIĘTA PRZED PÓŁ WIEKIEM
Pół wieku, nie historia, ale też niemało,
Warto zatem przypomnieć, jak się świętowało
W owym czasie Wielkanoc i co się robiło,
Ażeby w tym dniu na wsi najweselej było.
Jajko, od dawnych czasów symbol Wielkiejnocy,
Było na wsi walutą nie najgorszej mocy.
Za nie się kupowało co słodkie, co słone,
Ale w Wielkim Tygodniu już szło pod ochronę.
Zebrany zapas jajek służył po to, aby
Miały smak i kondycję wielkanocne baby.
Reszta szła na pisanki, których bardzo wiele
Ozdobionych najładniej święcono w kościele.
W przedświąteczną sobotę – jak zwykle niestety –
Najwięcej krzątaniny miewały kobiety.
Był to dzień osobliwej chwały albo klęski,
Trwał bój z opornym ciastem, nie zawsze zwycięski.
Gdy rosło ciasto, rosło i kobiece serce,
Gdy osiadło, to w wielkiej bywało rozterce.
Nieraz były kłopoty i spory zajadłe,
W jaki sposób ratować ciasto podupadłe.
A kiedy baba z pieca wyszła nieułomna,
To była sława w domu i radość ogromna.
Nam, chłopakom, zaszczytne przypadło zadanie
Świętom artyleryjskie dać przygotowanie.
Z kalichlorku i siarki, kupionych w sklepiku,
Nawiązaliśmy piguł potężnych bez liku,
W niedzielę raniusieńko czekaliśmy chwili,
Kiedy się procesyja z kościoła wychyli,
W ten czas każdy pigułę swą kamieniem zdzielił,
Co dało efekt taki, jakby kto wystrzelił.
Piguły były spore, a z nich huk straszliwy,
Wskutek tego śpiew ludu był trochę fałszywy.
Do tego wielkim głosem zajęczały dzwony
I w ten sposób dzień pierwszy świąt był obwieszczony.
Gdy do stołu rodzina zasiadła, w te czasy
Niecodzienne zastała na nim rarytasy:
Pośrodku stał baranek bielutki, cukrowy
A przy nim stos pisanek różnokolorowych.
Krąg kiełbasy dość spory, na brąz uwędzonej,
Rosół z kury najstarszej, bardzo zasłużonej,
Ciasta, baby, pierniczki, sery i gomółki,
A w słoiku chrzan tarty z burakiem do spółki.
Aż się kiwał na boki chłopski stół ubogi
Z podziwu, i z powodu jednej krótszej nogi.
Cieszył się ojciec, matka i cała rodzina,
Ze już minęła postu ostatnia godzina.
Chociaż głodni, z powagą i pełni skromności,
Odrabiali w jedzeniu wielkie zaległości.
Tak ucztowano na wsi, nie bacząc być może,
Że tak w ogołoconej na święta komorze
Okator się zagniździł - paskudny odmieniec
Przednówek - ten wielkiego postu sprzymierzenieć.
LEJEK
Rozmaicie ten dzień jest w naszym kraju zwany,
Niektórzy poniedziałek, mówią, oblewany,
Gdzie indziej – śmigus-dyngus, u nas mówią lejek…
Popatrzmy, co się w tym dniu działo, oraz dzieje.
W drugi dzień wielkanocny od samego rana
Szykowaliśmy wodę w wiadrach i we dzbanach.
Lało się, bez różnicy, mężatki i panny,
Że każda wyglądała jak wyjęta z wanny.
Również różnych sikawek używano walnie,
Oblewano się nimi z ukrycia i zdalnie.
Bywały podczas lejka przypadki zabawne,
Opiszę tutaj dwa z nich, do dziś u nas sławne.
Oblegaliśmy niegdyś we wsi pewną chatkę,
Chcący oblać dwie córki dorodne i matkę,
Lecz na prośbę otwarcia długo były głuche,
Ostatnie chyba we wsi trzy kobiety suche.
Były różne projekty jak dostać się do nich,
Spieraliśmy się o to, gdy nadszedł Antoni,
Wielki mistrz, bardzo biegły w lejkowym rzemiośle,
Ocenił sytuację i powiedział wzniośle:
- Ano nie da się dołem, weźmiemy je górą !
Wytrzasnął skądś drabinę i wszedł na strych dziurą
Taszcząc kubeł drewniany, według starej mody,
A w nim kwart ze trzydzieści lodowatej wody.
Zamierzał cicho przez strych dostać się do sieni,
Ale plan przez przypadek trochę się odmienił;
Powała ponad izbą, stara i spróchniała,
Zatrzeszczała złowrogo – i nie wytrzymała!
Antoni z kupą próchna do izby się zwalił,
Ale się tym nie speszył i Boga pochwalił.
Przez moment spojrzał w gorę na kiepską powałę,
Po czym zaczął oblewać baby osłupiałe.
Gospodyni krzyknęła: - A niechżewas nadrze!
Antoni jej spokojnie wlał wody w zanadrze.
A gdy dzieła dokonał, rzekł: - Ostańcie z Bogiem!
Zabrał kubeł pod pachę, i zniknął za progiem.
Był jeszcze inny sposób, zwariowany prawie,
Że schwytaną kobietę moczyło się w stawie.
Przydybał Wincenty Mariannę, kumoszkę,
Zaciągnąłją do stawku, chcąc pomoczyć troszkę.
Maryjanna chwyciła Wicka za nogawki
I oboje runęli, wspólnie, do sadzawki!
Taplali się nawzajem, kto lepiej, kto kogo,
Choć w lodowatej wodzie nie było im błogo,
Lecz w tradycji lejkowej do dzisiaj są wielcy,
Chociaż wtedy ze stawu wyszli jak topielcy.
Przed kilku dniami jakoś przyszło mi do głowy
Obejrzeć u chłopaków nowy sprzęt lejkowy.
A cóż to za wymysły! Jakiś kwiatek róży
Za naciśnięciem gyumki nędzną mgiełkę kurzy.
Przez dziureczkę maleńką, niewidzialną wcale,
Wymierzoną w mikronach – dawniej były cale!
Zbiorniczek malusieńki, cóż tam się pomieści,
Zaledwie kilka kropel zamiast kwart trzydzieści!
Rozeźliłem się mocno, a najbardziej zwłaszcza
Na ten zapach, co chłopskiej godności uwłacza.
Dlatego ze łzą w oku pomnę czasy owe,
Kiedy istniała norma: kubełek na głowę!
SPOKOJNA STAROŚĆ
Dziadek, który był ogrodnikiem,
Miał spore sadownicze włości,
Majdan zdał dzieciom, a sam poszedł
Do domu spokojnej starości.
Dobrze mu było, nie żałował,
Miał tu przyjaciól i znajomych,
Lecz się przed nimi czasem chował,
Gdy mu zaświtał jakiś pomysł.
Tuż przy zakładzie park był duży,
Szum drzew do marzeń wzniosłych skłaniał,
Tam pośród krzewów dzikiej róży
Dziadek świątynię miał dumania.
Coś tam na piasku kreślił, mierzył,
Czasem się zżymał, nawet zlościł,
Aż tam na piaskownicy stworzył
Miniaturowy sad przyszłości.
A miał pomysłów nawet wiele,
Których nie zdążył wcielić w życie,
Gdyby tak jeszcze… co do czego…
Przydałoby się – myślał skrycie.
„Drzewka” z gałązek ligustrowych
W kilku kwaterach posadzone…
W myśl sadowniczych wzorów nowych
Metodą nową zaszczepione.
Tu – na podkładkach od Hattona,
Tam – nowa wstawka skarlająca,
A dalej rajka znów czerwona,
Płodnośc jabłoni podnosząca:
Dla gruszy pigwa być powinna,
Dla śliw ałycza, a nie inna!
Podkładki zacne, nowoczesne
Nadzieje najlepsze rokują,
Zaczepy na nich też współczesne,
Które corocznie owocują.
Więc „mekintosze”, jonatany
I doskonałe „deliszezy”,
I fantazyje, i spartany,
I wszystko, co smak i wzrok cieszy.
Lecz co to, dziadek się zadumał,
Sam sobie zadaje pytanie:
Czym wszystko dobrze zaplanował,
Czy uwzględniłem zapylanie?
Trzeba spryskiwać sad bez przerwy,
Chcąc coś mieć, trzeba się postarać…
Znalazł pudełko od konserwy,
Ustawił „ w sadzie” – jest aparat!
Ktoś połamane cegły w ciernie
Wyrzucił na parku pobocze,
Dziadek poskładał je misternie:
Jest przechowalnia na owoce!
A teraz znów zmartwienie nowe,
Dziadek się mocno zafrasował,
Potrzebne skrzynie paletowe,
W czym będzie owoc transportował?
- Problem poważny będzie, psia kość -
Tu otarł z czoła potu strugi,
Potem się dziwnie zachwiał jakoś
I w „ sad przyszłości” padł jak długi.
Zmiażdżył kwaterę Hattonową,
Rozwalił przechowalnię nową,
A jonatatany i spartany
Stan przedstawiały opłakany.
Wkrótce się duchem ocknął dziadek,
Ocenił straty i zniszczenia,
Sprawcę, swe zwłoki, kopnął w zadek…
I odszedł ścieżką zapomnienia.
WIOSNA
Słonko wyjrzało zza obory,
Skowronek gdzieś pod niebem pisnął,
Chłop kożuch schował do komory,
Baranią czapkę za piec cisnął.
Płaski kapelusz z kołka złapał
I już wyciąga bronę z szopy,
Potem po głowie się podrapał,
Jak czynią wiosną wszystkie chłopy.
Wyblakłe baby pierwsze plotki
Z wiosennym wiatrem w świat puściły,
Temat jak morze … Jezu słodki!
A tam się kluski przypaliły!
Kogut robaka już wygrzebał,
Na ucztę głośno sprasza kury,
A gdy skrzydlaty tłum nadleciał,
Sam przysmak zjadł - i spojrzał z góry.
Krówka ryknęła: „Trawy, trawy”,
A trawka mruszy: „Rosnę, rosnę”…
Dziadek, co dotąd był niemrawy,
Dziarski wyskoczył witać wiosnę.
W opłotkach gdzieś piskliwe glosy
Dzwonią od samiutkiego rana,
Dzieciarnia wrzeszczy wniebogłosy,
Wiosennym słońcem opętana.
A Burek leży wciąż bez ruchu,
Słoneczko tańczy mu po brzuchu,
W oczach mu szczęścia świecą łezki,
Że żywot psi - już nie jest pieski.
W POLU
Przysiadłem sobie na polnym kamieniu
Z ołowkiem w ręku, z duszą na ramieniu,
Tutaj w plenerku – jak mówią kiniarze –
Jak nie napiszę, to chociaż pomarzę.
Nie dane było mi za długo marzyć,
Majowe słonko też potrafi prażyć,
Wietrzyk ciepełko wciskał między łany
I ruch się zaczął jakiś niesłychany.
Zboże, nękane aury udręką,
Mruczało jak kot pogłaskany ręką,
Zieleń na polu jakby pokraśniała,
Taki przyjemny wyraz twarzy miała.
I jako w armii wielkiej awangardzie,
W niebezpieczeństwa wszelkiego pogardzie,
Od pierwszych chłodów mocno posiniałe,
Już kłoski żyta maszerują śmiałe.
Ochronnych liści opuszczają rury,
Wąs podkręcają i pną się do góry.
Również ziemniaki wychodzą z okopów,
W zwartym szeregu, ku radości chłopów.
I tak zaczęła się nowa krucjata
O wielką sprawę – o żywność dla świata.
WOJEWÓDZKI BOLESŁAW
(POEZJA INSPIROWANA KULTURĄ CHŁOPSKĄ)
OBEREK
Hej, kapelo,
Oberecka!
Pieśnim strzeloj
W syrca dziewcont,
Goń parobków
Z ław na nogi,
Wygoń troski
Prec, za progi,
Hej!
Trzymoj pewnie,
Skrzypku, wónz tyn,
Prowadź wełniok,
Zgarniej wstónzki!
Ściany w biegu,
W mgle sie gubiom…
Hej, gynsiego,
Jeden z drugim,
Hej!
Strofuj kroki,
Harmunisto,
Rzóńdź podskokim,
Bymbynisto!
Miaróm rześkóm,
Równo, zywo,
Smutek pjirzchł już.
Żwawo, żwawo,
Hej!
Chybki przyklink,
Tyngi przytup,
Dyg nie mikry-
Slońce sypióm.
Kaj jest wełniok,
Kaj sukmana?
Niw tu pełne
Ozśpiewanych,
Hej!
Hej, po ścianie,
Kołym, kołym!
Tchu nie staje,
Dyń na cole!
Twoje ocy
Ruch wzmagajóm,
Twe warkoce
Myśl splatajom,
Hej!
Rznij, kapelo,
Raźnij, mocnij!
Ozweseloj!
Nie odpocne
Póty przecieć,
Jaz wymiete
Strapjiń śmiecie,
Hej!
ZOPASKA
Utkałam zopaske
Wedle swojij woli,
W takie samój paski,
Co i nase pola.
Poli sie bogastwo
Barwicek na suknie,
Jak w niwach, na płasko,
Weselnie i smutno.
Łynciny zimnioka
Ploncom ustawicnie
Ci co chwile oko
We farbach prześlicnych.
Zboza pieśń o chlebie
Zlocom na osnowie,
Lny zbiegajóm z nieba,
Droge jim sposobiom.
Rzepok z słónecnikiem
Kradnóm słońcu blaski,
Lubiny z ognichom
Z radości jim klascom.
Biołe gryki scodrze
I woscyny piosków
Cichuśko, pokornie
Corne krzocki głascom.
Burok głośnym krzykiem
Krew pomnazo w echach
Seradel, kónicyn,
Mgleje w fijoletach.
Paćrzom, paćrzomwsyscy
Na zopaske mojom
I ocy jim błyscom,
Radościom sie pojom.
Boć zopaska jest ci
Opocyńskiej doli,
W óne to pasecki
Co i nase pola.
PISANECKI
Pise, mój Jasiniu,
Dlo cie pisanecki,
Abyś je wyminioł
W pasowne słówecka.
Gotuje sie we mnie,
Jako tyn wosk w gorcku,
Za pisokiem biegnie
Myśli ogiń wortki.
To jajo „we słónka”,
W lakmusowej farbie,
To skry od piestrzónka,
Coś mi dał za jarmark.
A to robie „w gwiozdki”,
Tłym cornym je moce,
Za prześlicne godki,
Coś mi snuł po nocach.
Te znowu „w lelije”,
W zieleni je topie,
Za to, ześ mi sprzyjoł
I nigdy nie dopiekł.
Teraj „w pazurecki”,
W burackowym wdzianiu,
Ześ nikaj we sprzecki
Nie oblekł me zdanie.
Te robie „w rózycki”,
W scyrym jamarańcie,
Byś nie kłuł me, ślicny,
Nie krzywdzieł, nie fracieł.
Jest i „ w gałónzecki”,
W jodłecki strzeliste,
W mocny fijelecie –
Znos jich sumów pismo.
Jest i „w różgi” ostre,
We brunzowyj maści,
Byś sie hardym głosem
Nade mnom nie pastwił.
Jest i tyz „w losecki”,
Na kawowym mliku,
Byś we zdrowiu, krzepko
Dyzeł wieku schyłku.
W ostatku sposobie
„w fijery”, „w kropecki”
i w ślacki” - W załobie
Cytej z nich, co zechces.
Pise, pise, pise,
Mój Jasiniu, woskiem
I tajnie se dyse…
Zgadujes, co glose?
ZABOROWSKA KATARZYNA z Wilkowa, gmina Bodzentyn
KUKAJ KUKUŁECKO
Kukaj kukułecko, słuchomy cie wsyscy,
Słyso cie z daleka, ale lepi bliscy.
Kukojze nom jesce, bo tego za mało,
I powiedz nom prowde, jak się z tobom stało.
Bo legenda mówi, ześ ty z panny młody,
Bo piórka na sobie mos takze do mody.
Beło ci wesoło z gościami przy stole,
Teroz musis fruwać do lassa bez pole.
Po pedlach, po bukach skrzydełkami dmuchać,
Do Świetogo Jana bez przystanku kukać.
Biedna kukułecko, jezdeś na pokucie,
Prośze Pana Boga uo downiejse zycie.
Powiedz kukułecko, kto ci co w tym winien,
Co cie z panny młody we ptoska zamienieł.
I tego nie wiemy, chato cie tak uustrojeł,
By ci było ładnie piórka przyuozdobieł.
Jezdeś kukułeczkom pewnie z woli boży,
To ciebie Pon Jezus głodem nie umorzy.
Wg legendy: Pan Jezus z apostołami przyszedł do domu, w którym była panna młoda. Zamiast zaprosić przybyłych, schowała się w komorze i zawołała: „A ku ku!”. Zamieniła się w kukułkę, jedynego ptaka nie wysiadującego piskląt.
ZOL MI WOS PTOSKOWIE
Zol mi wos ptoskowie, co tak przemorzocie,
Bo i domku swego zagrzać się ni mocie.
Bo ptosek jes biedny, ni mo nic włosnego,
Tylo co uopatrznoś upuści lo niego.
Ptosek podskakuje, wsystkiego się boi,
Wybije sie w góre, ptasio mine stroi.
Zydźcie sie ptoskowie i dobudźcie głosy,
Śpiewajcie Maryji pod same niebiosy.
A uóna wom za to miełosierno bedzie,
To uopatrznoś swojo rozsypie wom wsedzie.
Gniezdzo sie ptoskowie w nasy uokolicy,
Śpiewajo po sadach i w lessie Łysicy.
To i nad ptoskami trza mieć zmiłowanie,
Bo ptosek świergoce: Dziekuje Ci, Boże,
Ze nos zywis, Panie.
ŚPIEWOJ SKOWRONECKU
Śpiewoj skowronecku przez nos wyglodany,
Bo twój śpiew przyjemny jes nom pozowany.
Spowij skowroneczku, bo śpiwos załośnie,
Bo twój głosik mieły wrózy nom uo wiośnie.
Bo śpiewem skowronka to sie kozden ciesy,
Ze skowronek przybeł, to się wiosna śpiesy.
Powiedz skowroneczku, gdzieś w zimie przebywał,
Coś sie nie zamrozieł ani nie zaginoł.
Wybrołeś semiejsce ,coś sie schowoł,
Pewno sie i Pon Bóg tobom uopoiekowoł.
Mieły skowronecku, chocioz jezdeś bury,
Wyśpiewujes pieknie, wijes sie pod chmury.
Mieły skowronecku, nie śpiewojze w górze,
uOpuśze sie na dół, bobyś zginoł w chmurze.
Bedzies nom tu śpiewoł uod rana do nocy,
Póki słońce świeci, dotkod sie nie zmrocy.
Śpiewoj skowronecku i na chwałe Bogu,
To cie będzie zywieł, ze nie zginies z głodu,
Byś na drugi rocek znów do nos powrócieł,
Bobyś niejednego uo siebie zasmucieł.
Jak bedzies uodchodzieł strzepni skrzydełkami,
uUkłoń sie niziutko, pozegnoj sie z nami.
ZIMA
Przesło lato, jesień jidzie,
Za jesieniom zima przydzie,
Chtórom sie nikt nie uuciesy,
Bo za zimom i mróz śpiesy.
Srogo zimo,
Dokucać nom bedzies moze,
To bedziemy wsyscy wolić,
Abyś wpadla dno w morze.
Bo zima ni mo litości,
Mrozi ludzi ez do kości,
Mrozi rece, mrozi nogi,
Kozden sepce: Jezus drogi
Zmiełuj sie just nad nami,
Daj nom słonko z promieniami,
Abby nom świecieło jasno,
To i mrozy predko zgasno.
Dobry Boże, słodki Panie,
Jak ty kozes, tak sie stanie.
I wiesna predko pośpiesy,
Chtórom sie kozden uuciesy.
I skowronek se zaśpiewo,
Bo uón w wieśnie miełoś miewo,
Skrzydełkami w górze chwyto
I z nami sie z wiesnom wito.
NASE LASSY
uOj kochane lassy,
Co sie kwiejo wkoło,
Chto sie spor-zi na las,
To mu jes wesoło.
uO kochane lassy,
Co w Polsce wyrosły,
Pon Bóg je hoduje,
Co lo nos nie poschły.
uO kochany lessie,
Coś nom tyli wyrós,
Lo nas na pozytek,
Bez ciebie ani rus.
uO kochane lassy –
Partyzantów schrony,
Co sie uukrywały
Podcas z Miemcem wojny.
uO kochane lassy
Rośnicie nareście,
Aby partyzanty
Miały do wos weńście.
uO wy drogie lassy,
Ty uojcyzno nasa,
Na chtóro catuje
Ta miemiecko rasa.
I myśli uo tobie
Jak we dnie, tak w nocy,
Z który strony jakby
Na ciebie naskocyć.
I myśli uo tobie,
Aze głowom kreci,
Do ciebie uojcyzno
Nabiero se checi.
Z ty wielki chciwości
Ruso sie i drapie,
A i broń do boju
Trzymo w swoi łapie.
Momy cie uojcyzno,
Jak pieknego kwiata,
Nie domy cie wrogowi
I za skarby świata.
Bo jakby cie brali,
Wyńdo wsystkie chlopy,
Młóciełyby wroga
Jak cepami snopy.
GŁOS PUSCY JODŁOWY
Niek mi wolno będzie porozmowiać z wami,
Z temi, co się cieso memi widokami.
A kce wom uoznajmić, ze jezdem Łysica,
Niedaleko Łyso, nizso ma siostrzyca.
Siedziba tu lepso niż królewskie trony
I trwo dosyć długo, lot nawet miliony.
Cy mi coś dorówno w stroju i uurodzie?
A chto tak wywrózy uo descu, pogodzie?
Juz mnie znocie dobrze, gdy sie w mgłe uowine,
Wycuwocie sybko, jako kryje mine.
Wiec sie do wos zwracom i młodzi, i starzy,
Targać mnie ze wsech stron niek sie nicht nie wazy.
Zwozojcie na lata, na mojewysługi,
Na mom miełoś ku wom, a wase wycugi.
Jo was tak przytulom swemi ramionami,
Chtóre się ez kóńco za Słupiom, Kielcami.
To jo przecie przez miełoś swom do Langiewica
Schowałam go dobrze, bom pusca dziewica.
Dałam i schronienie ksiedzu Ściegiennemu,
Kiedy kcioł sie wymknoć gniewowi carskiemu.
Ze sie tak rozwodze, niek wos to nie nudzi,
Niek sie w wos, mieskańcy, coś z miełości budzi.
Nie widze tu granic, wom mieło jes pustka,
Płaci za to wsystko ta niewdziecność ludzko.
uOj wy moje buki, wy jedle i lassy,
co głowe mi stroić miałyście na casy!
Gdzie sie to podziało, gdzie powoli zniko?
Cy chtóre z wos tutaj w to złodziejstwo wniko?
Ty moja zwierzyno: dziki, lisy, sarny,
Jo goło zostane, wiec zywot mój marny.
Jednego jo tylko scerze pokochałam,
uÓn lo mnie, jo jemu serce swe uoddałam,
beł ci to Stefanek, nazwisko Zeromski,
A pochodzieł z Ciekot, tu pobliskiej wioski.
Mino długie lata, w co jo mocno wierze,
Nie uur-ze takiego, co by kochoł scerzy.
I wy stod mieskańcy, i wy skodś turyści,
Bodźcie mi ślachetni, a nie egoiści,
Nie uujmujcie z tego, co zdobi i stroi,
Co dumom narodu, rany nase goi.
Jom jes polsko góra, jo stoje na strazy,
Niek narodom pokój, nie wojna sie marzy.
Jo tyle pamietom ty godki Łysicy,
Nazywom sie Kaśka z tejze uokolicy.
PODZIEKA ZA STWORZENIE ŚWIATA
Dziękujemy Ci, uo Boże,
ześ stworzeł piekny świat,
Bo kozdemu jes przyjemny
jak kwitnocy, wonny kwaiat.
I uustrojełeś go w przecudno przyrode,
A do uuzytku stworzełeś i wode.
I dałeś nom słońce, żeby nom świecieło,
Żeby na tym świecie tyz nom widno beło.
I gwiozdy błyskoco, jak iskry w błekicie,
I uóne nom teroz uumielajo zycie.
Wschodzi także jasno i poranno zorza,
Wsystko przecie lo nos robi kwala Boża.
Dziękujemy Ci,Jezus, za Twe wsystkie dary,
Bo nom ich uudzielos prawie ez bez miary.
My niegodni tego, bo my grzesni ludzie,
Niek nasa podzieka przed tron Boga pódzie.
PODZIWIOMY PANIE BOŻE
Podziwiomy Panie Boże
To piekno przyrody:
Pola, lassy, łoki,
Niezgłebione wody,
Ślońce, ksiezyc, gwiozdy,
Śnieg, wiatr i desc kozdy.
Wsystko co uod wieku
Także bez semranio,
Wcios Bogu posłosne
Spelnio swe zadania.
Tyle masyn róźnych
Psuje sie na świecie,
A Boza masyna
Nie psuje sie, przecie.
Nitk ji nie smaruje,
Nitk ji nie uulepso,
Uóna doskonało
I uóna jes pierso.
A cłowiek wedle Boga
Jak się zachowuje?
Cy swe uobowiozki
Wiernie wykonuje?
Cy idzie tym torem
Jako ten świat cały,
Cy robi przeciwnie
Chocioz taki mały?
Bojak zeńdzie z toru
Cłowiek i rodzina,
To przeńdzie na naród
Niesceścia godzina.
Bo zakwitnie spokój
Na świecie na stałe,
Gdy będziemy zgodni
Dbać uo Bozo kwałe.
PODZIEKA ZA STWORZENIE ŚWIATA
Dziękujemy Ci, uo Boże,
Ześ stworzeł piekny świat,
Bo kozdemu jes przyjemny
Jak kwitnocy, wonny kwiat.
I uustrojełeś go w przecudno przyrode,
A do uuzytku stworzyłeś i wode.
I dałeś nom słońce, żeby nom świecieło,
Żeby na tym świecie tyz nom widno beło.
I gwiozdy błyskoco jak iskry w błekicie,
I uóne nom teroz uumielajo zycie.
Wschodzi także jasno i poranno zorza…
Wsystko przecie lo nos robi kwała Boża.
Dziękujemy Ci, Jezus, za Twe wsystkie dary,
Bo nom ich uudzielos prawie ez bez miary.
My niegodni tego, bo my grzesni ludzie,
Niek nasa podzieka przed tron Boga pódzie.
uO PIJOKACH
Posłuchojcie prose, jeśli wiedzieć chcecie,
Jak przód ludzie zeli na tym bozym świecie.
Jedna koło drugi korcmy fundowali,
Niechtóre drewniane, wiecy - murowali.
A do nik sie ludzie predko nauuceli,
Bo sie nojiwiecy ze sobom raceli,
Siedzieli uod rana do godziny trzeci,
A domu płakały głodne jejich dzieci.
I chodziły smutne, tak jakby sieroty,
Bo wsystko przepieli uojcowie – niecnoty.
Jak się uuroceli, to zapłakoł jeden:
Miołem kunie, woły,
Także i krów siedem,
Ciesełem sie wsystkiem,
Bo mi ładnie rosło,
A teroz nic ni mom,
Bo do korcmy wesło.
A późni zaśpiewoł:
Niescesno wódecko,
Pocózem cie pijoł,
Wsystkom przemarnowoł,
Zonem swojo bijoł.
Wsystko mi to winny,
Te moje smomsiady,
Co zem z nimi pijoł –
Wysedem na dziady!
Ale jo sie i tak
Nie dom swoji biedzie,
Wezme torbe w reke
I póde z niem wsedzie.
To cóz, ze kumoter do ludzi uodleci,
Ale sie zostano w domu głodne dzieci.
I bede im znosieł
Po pełnym torbisku,
Bedom miały co jeś,
Az zanadto w zysku!
Sła zem do kościoła, a w korcmie hałasy,
Słychać beło skrzypki, beben i tyz basy.
Hulali, śpiewali, ze az bez pamieci,
Bo zły duch do tego dodawoł im checi.
Cieseł sie dioblisko, bo tego za wiele,
Bo przecieć grzeseli, bo beło w niedziele…
I tak sie przód działo w nasy uokolicy,
Wsystkiego nie pamietom –
Kaśka spod Łysicy.
uO ZEROMSKIM
Posłuchojcie prose, uo ty miejscowości,
W chtóry sie nozwisko Zeromskiego mieści,
I pamietnik na ni tyz sie zostoł jego,
Chto idzie, to spómni miejsce Zeromskiego.
Beło mu przyjemnie i bardzo wesoło,
Ptoskowie śpiewały przy dworku wokolo,
Bo dworek uojca stał przy mały dolinie,
W chtóry woda rzekom bez przestonku płynie.
A Stefon Zeromski beł troche swawolny,
To kcioł, aby beł uod nauki wolny,
A uojciec go prosieł wszystkiemy siełami,
Jakze byś wyglodał pomiedzy gościami?
A Stefon Zeromski doł słówko powoli:
Niek uomnie tatusia już głowa nie boli!
Koze ci się ucyć, to ci na złe nie kce,
Bo cłowiek nieuu cony to jes w póniewierce.
Przecieć jo mom rozum, to rade dom sobie,
Mom uocy i nogi, także rece uobie.
Ze tatusia kochom, to uusłuchać muse,
Mino wakacyje, to do skoły ruse.
Będę się tak uuceł, zbieroł róźne wieści,
Co sie w moi głowie prawie nie pómieści.
A jak skóńceł skołe, to uukładoł ksioski,
Bo przecie som mieskoł blisko moi wioski.
Jo przecie z ty samy jezdem uokolicy,
To słychom uo Zeromskim –
Kaśka spod Łysicy.
SIEROSTWO
uOj biedamnie sierotce, ni mom uojca, matki,
chtora mi siewała różny barwy kwiotki,
brała mnie za reke i mówieła do mnie:
Pódź, Zosieniu, ze mnom, cosi ci pokoze,
Jak ci kwitno kwiótki, a nojlepi – róze.
Teroz do uogrodu popsuło sie weńście,
I kwiotki mi poschły, znikło moje sceście.
uO droga mamusiu, kochałaś mnie przecie,
Tero-ś mnie uodesła sierotom na świecie.
uO kochana mamusiu, zapómniałaś uo mnie,
co mnie nie uodwiedzis i nie przyjdzies do mnie.
Choćbyś se staneła gdzie blisko na drodze,
To byś zoboceła, jako smutno chodze.
uO biedno jo sierotana tym bozym świecie,
drugim sceście sprzyjo, zakwitajo kwiecie,
a uu mnie smutkiemuopasane serce,
bo sie tułom wsedzie, jezdem wpóniewierce.
I ni moge spotkać, chto by sie mnom cieseł,
I ni mom takiego, chto by mnie pocieseł.
uOj bieda mnie, bieda, przez to zem sierota,
bo co kce weńś do kogo, zamykajo wrota.
Zmiełujze sie, Jezus, chtóry jezdeś w niebie,
Weź mnie z tego świata, przytul mnie do siebie.
Będę Cie prosieła przed świetym uobrazem,
Abyś mnie połoceł z rodzicami razem.
uO SIEROTCE
Bieda mnie sierotce, uo mój drogi Boże,
Nitk mnie nie pociesy, nitk mnie nie wspómoze.
Posłam miedzy ludzi, patrzo na mnie z boku,
Ze sie uu nich tułom uod zesłego roku.
Jo się zapłakałam i tak sobie myśle:
Gdzie jo sie uobróce, gdzie swe uocy wyśle?
Jo sierotka mało, rady se nie daje,
Jeden mnie wysydzi, drugi mnie wyłaje.
Mama mi mówieła, kiedy uumierała
„uOj nie das sobie rady, moje drogie dziecie,
seś lotek bedzies mioła teroz w cerwcu w lecie.”
Kochano mamusiu, chtóra w grobie lezys,
Cy ty to juz teroz do mnie nie nolezys?
Jo uo tobie myśle, jak w nocy tak we dnie,
Pewno ci Bozicka nie podzwolo do mnie.
uO drogi Zbawicielu, niek cie litoś zmusi,
weź mnie z tego świata do Boski Mamusi.
Z niom sie będę ciesyć w niebie wiecnom kwałom,
Tu mi zycie smutne, bom sierotkom małom.
WIESNA I LATO
Przesła zima, wiesna przysła,
Nitk nie wiedzioł,
Z który strony i skod wysła.
Ino wiemy, ze jes wiesna,
Bo zielono trowka wzesła.
Stokrotki sie rozwineły,
Bo poznały, ze świat mieły.
I skowronek skodsi wysed,
Cy to z tobom, wiesno, przysed?
Fruwo w gorze, śpiewo ładnie,
Gdzie przebywoł, niech tko zgadnie,
To mu za to będzie nucieł
I powie mu, skod powrócieł.
Skowronecku, jeden jino,
Gdziez wos wiecy poginneło?
uOdsedeś swego stada,
to cie przez to teroz bieda.
Sukos, fruwos, błodzis wsedzie,
Jakze z tobom dali bedzie?
Bo uostanies pewno z nami,
Bedzies nom śpiewoł rankami.
Wiesno droga, wiesno mieła,
Ty ześ wsystko uozdobieła,
Pokropiełaś ciepłom rosom
I kwiatuski pieknie rosno.
Bo sie wiesnom ciesy wsystko
I na polach rośnie zytko.
Postaroj sie, wiesno, uo to,
Niek sie zblizy także lato,
Bo nom w lecie jesce lepi,
Bo nos w lecie wsystko krzepi,
Bo wsystkiego mamy dosyć,
Nie trzeba sie uo nic prosić.
I jagody, i maliny,
I rozmaite jezyny.
Stworzeł Pon Bóg rozmaitości,
Bo swe dzieci wsystkim gości.
NASA PROCO
Zesła zima, wiosna śpiesy,
Niek sie kozden rolnik ciesy,
Niek pracuje ile może,
To mu Pon Bóg dopómoze.
Niek rolnicy tak pracujo,
Niek sie ino przenocujo,
A uod świtu do wiecora,
Dokod w polu robić pora.
Niek zasiejo wcesnom wiosnom,
To jim bedzie wsystko rosło,
I pokropio ciepłe rosy,
To wyrosno chleba kłosy.
uO rolnicy, róbcie zywo,
bo to teroz wase zniwo!
Niek sie kozden rolnik śpiesy
I procom sie swojom ciesy.
Bo rolników przecie proco
To cały kroj uobogoco,
Gdyby nie kwardo dłoń rolnika,
Toby kozden ślinke łykoł!
Bo rolnik sadzi i sieje,
Wsyscy w tym momy nadzieje.
WDZIECNOŚĆ ZA DOBRE ZBIORY
Przesła wiesna, schodzi lato,
Dzieki, Boze, Tobie za to,
Ze swy-ś łaski nie załowoł,
Zbiory nase-ś nom zachowoł.
Cóz Ci, Boże, za to domy,
Kiej włosnego nic ni momy?
Wsystko uod ciebie pochodzi,
Ino kochać cie sie godzi.
Może przyjmies duse nase,
Chowołbyś je już na zawse.
Jesce serca swoje momy,
Jak byś zakxcioł, to Ci domy.
PODZIWIOMY PANIE BOŻE
Podziwiomy Panie Boże
To piekno przyrody:
Pola, lassy, łoki,
Niezgłebione wody.
Słońce, ksiezyc, gwiozdy,
Śnieg, wiatr i desc kozdy,
Wsystko, co uod wieków
Także bez semranio,
Wcios Bogu posłosne,
Spełnio swe zadania.
Tyle masyn róźnych
Psuje sie na świecie,
A Boza masyna
Nie psuje sie przecie.
Nitk ji nie smaruje,
Nitk ji nie uulepso –
uÓna doskónało
I uóna jes pierso.
A clowiek wedle Boga
Jak sie zachowuje,
Cy swe uobowiozki
Wiernie wykonuje?
Cy idzie tym torem
Jako ten świet cały,
Cy robi przeciwnie,
Chocioz taki mały?
Bo jak zeńdzie z toru
Cłowiek i rodzina,
To przyńdzuie na naród
Niesceścia godzina.
Bo zakwitnie spokój
Na świecie na stałe,
Gdy będziemy zgodni
Dbać uo Bozo kwałe.
DESCOWO JESIEŃ
Przesła wiosna, takze lato,
Dzieki Tobie, Boże, za to,
Choć spóźniona beła wiosna,
I tak zboze, trowka rosła.
Rosło wsystko tak spokojnie
I do stodół wieźli hojnie.
Tylko jesień – niepogoda,
Wsedzie błoto, desc i woda.
A niechtórzy sobie radzo:
„Ni ma Boga”. Niek poradzo,
niek strzymajo desce, mrozy
przez pómocy łaski Bozy…
Zazałujes wkiej, cłowiece,
Wtencos, kiej ci łza pociece,
Gdy nadeńdzie twe skóńcenie
Wtencos krzyknies: „ Przydź, mój Panie,
Ratuj w moim ciele duse,
Bo już uumrzeć widać muse,
Bo zem mówieł „ ni ma Ciebie,
Ni na ziemi, ani w niebie.
Przydźze do mnie, Jezu drogi,
uUcałuje rece, nogi,
uOdpuś grzechy, winy moje,
Choćzem grześnik – dzieckom Twoje.
A stane Ci, Twój syn wierny,
Niek będę zbawienio pewny.”
Wyznawajmy Boga wsedzie,
Cy to w sceściu, cy to w biedzie.
I wy takze, cytelnicy –
Prosi Kaśka spod Łysicy.
POZEGNANIE ŚWIATA
Uostajze mi z Bogiem, mój wesoły świecie,
Boś mi był przyjemny, jak na rózy kwiecie.
I ciebie uojcyzno kochałam nad duse,
Ale lo wiecności już cie uodyś muse.
Całe moje zycie myślałam uo tobie,
Teroz cie uodchodze, muse spocoć w grobie.
I z womi się zegnom, moje drogie dzieci,
Niek wom miełoś kwitnie i słonecko świeci.
Niekze w wasych sercach Pon Bóg towarzysy,
Bo Go ou to prose, może mnie uusłysy.
uOstońcie mi z Bogiem i drogie somsiady,
com do wos chodzieła uo dobre porady.
Do widzenia wsystkim, i wom dobrzy ludzie,
Bo już moja dusa na tamten świat pódzie.
A teroz sie prose, Zbawicielu, Ciebie,
Darujze mi winy i przyjmi do siebie.
O Matko Nojświetso, Tyś Królowa Niebios,
Przycyńze sie za mnom, prosiełam cie nieroz.
Źródło: Wojewódzki Dom Kultury w Kielcach