Jak wyglądałby świat bez filmu?
Człowiek jako istota myśląca jest niewątpliwie również najbardziej ciekawskim ze wszystkich boskich stworzeń, bowiem od zawsze zadaje sobie odwieczne i nigdy niewyczerpane pytanie pt: „Co by było, gdyby?”. Ciągle gdybanie jest w jakiś dziwny sposób wpisane w ludzka naturę. Jestem przekonana, że każdy chociaż raz w życiu zastanawiał się nad tym, co by się wydarzyło, gdyby arcyważne lub zupełnie błahe sprawy obrały inny niż w rzeczywistości obrót. Do rozmyślań na ten temat zmusiła mnie w gruncie rzeczy całkiem prozaiczna przyczyna. Brak prawa jazdy i co za tym idzie brak samochodu. Pozostaje mi więc tylko zastanawiać się, co by było, gdybym nie musiała podróżować na krótkie i długie dystanse miejskimi środkami transportu. Tymczasem chcąc rozwijać się kulturalnie i (żeby nie zabrzmiało to górnolotnie) artystycznie, postanowiłam obejrzeć w kinie coś ambitniejszego niż reklamy margaryny w „grającym pudelku”. W tym celu udałam się na przystanek autobusowy, który jest, można by rzec, preludium do prawdziwej jazdy, dosłownie i w przenośni.
Banda wyrostków dmucha mi w twarz dymem, którym nawet nie potrafi się zaciągnąć, spóźniony co najmniej o dwa dni facet z teczką cierpi na zespół niespokojnych nóg, a Matka-Polka z dzieckiem na ręku ciumcia i piesciusia swoje maleństwo, które drze się jak stare prześcieradło. Podjeżdża autobus. Zaczyna się przepychanie i miażdżenie. Zatłamszona przez tłum, ledwo dostaję się do środka. Usiąść już od dawna nie ma gdzie, no to stoję. Z prawej znajoma już ciumciajaca Matka-Polka, z lewej sympatyczna babcia, która wbija mi łokieć w plecy.
- Przepraszam!- mówię głosem jeszcze grzecznym i próbuję przesunąć się w prawo.
- Ależ nie ma za co!- słyszę w odpowiedzi od beretowej.
W tym momencie żałuję, że będąc dziecięciem, tak skrupulatnie uczyłam się podstawowych zasad savoir-vivre`u.
- A co mnie tu pani tyka!!!- Rozciumciana napada na mnie z siłą tsunami.
- Przepraszam bardzo…- burczę pod nosem i gryzę się w język, bo jednak dochodzę do wniosku, że mama jednak dobrze mnie wychowała.
Jeszcze dwa przystanki. Jeden. Nareszcie. Przecisnęłam się przez tłum i oto jest. Cel mojej katorgi. W tym miejscu odzywa się we mnie właśnie ta zastanawialska człowiecza natura. Co by było, gdyby nie było kina? Gdybym teraz dotarła przypadkowo do mięsnego na rogu? Gdyby ci dwaj jeszcze bardziej ciekawscy niż ja panowie Lumiere nie zarejestrowali przyjazdu, wyjścia robotnic i nie polali polewacza? Bez Meliesa nikt nie chciałby pewnie odbyć podróży na Księżyc. Jak wielką rolę w życiu człowieka (tego myślącego) odgrywa kino, wie każdy, kto chociaż raz doznał tego legendarnego katharsis w ciemnej Sali – królestwie najmłodszej muzy.
Ja w kinie lubię beczeć. Nie tak, że jedna łezka poleci, żeby makijaż się nie rozmazał. Zapłakać się, rozsypać z żalu, strachu, śmiechu. Kiedy wychodzę z kina z kluciem w sercu i czerwonymi oczami wiem, że warto było przeżywać te wszystkie (w chwili filmowego uniesienia) niezwykłe emocje.
Gdy wchodzę do kina, sam układa mi się wniosek z mojej dzisiejszej wycieczki. Gdyby nie było kina, płakałabym w autobusie (szkoda, że łzy miałyby zupełnie inny smak)…
Tekst: Paulina Sadrak - uczennica Zespołu Państwowych Szkół Plastycznych w Kielcach.
Felieton Jak wyglądałby świat bez filmu? został wyróżniony podczas ogólnopolskiego konkursu organizowanego przez Filmotekę Narodową.