Biorąc pod uwagę popularność serii, nie dziwi chęć stacji telewizyjnych oraz producentów do odcinania kuponów i tworzenia wciąż to nowych wersji Star Treka. Pierwszą taką próbą był "Star Trek: Enterprise", który był swego rodzaju prequelem do pierwowzoru i został przyjęty nieco chłodno przez fanów. Potem nadeszła era J.J Abramsa- hollywoodzkiego człowieka do zadań specjalnych, który otrzymał misję wprowadzenia Star Treka w XXI wiek. Spod jego ręki wyszły trzy filmy pełnometrażowe, niejako restartujące całe uniwersum. Choć trylogii Abramsa nie zabrakło blichtru, to formuła i konwencja jaką przyjął reżyser mocno podzieliła fanów serii, szczególnie iż namieszała w tak cenionym przez nich kanonie, zmieniając historię wykreowanego przez Roddenberry'ego świata, a także poniekąd kultowe już postaci. Na tym jednak historia się nie kończy. Wpływy Abramsa sięgnęły również produkcji telewizyjnych. Jego firma producencka przejęła stery nad kolejną odsłoną Treka- "Star Trek: Discovery" za którego odpowiadał jego współpracownik Alex Kurtzman.
Długo by o tym pisać, ale ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że "Star Trek: Discovery" nie tyle co podzielił fanów, ale wzbudził wręcz ogromne kontrowersje graniczące z nienawiścią. Unowocześniona wersja, mimo że opierała się fabularnie na zupełnie nowych bohaterach, śmiało czerpała z tradycyjnych wersji Treka, wypaczając kanon i wręcz ignorując tak święte dla fanów realia i ramy. Discovery okazał się wielkim niewypałem, a odpowiadający za niego Alex Kurtzman, dla fanów serii stał się wrogiem publicznym nr 1. Stacja CBS mająca prawa do Star Treka, chcąc zatrzymać uciekających widzów, postawiła na sentyment przywracając na ekrany jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci marki- Kapitana Jean Luc Picarda- w którego w latach 1987-1994 wcielał się kultowy aktor Patrick Stewart. "Star Trek: Następne Pokolenie", bo o nim mowa to równocześnie najbardziej rozpoznawalna dla niedzielnych widzów Treka seria, która w latach dziewięćdziesiątych królowała w Polskiej telewizji. Wystarczy przypomnieć słynne gumy Turbo, dzięki którym można było kolekcjonować naklejki nawiązujące do serialu.
Ufff...Sporo tekstu, ale dzięki temu okoliczności powstania "Star Trek: Picard" mamy za sobą. Najpierw zarysujmy nieco fabułę. Podchwytuje ona historię kapitana Picarda kilkanaście lat po jego ostatniej misji na "Enterprise". Obecnie jest to starszy człowiek, dożywający swoich lat na zasłużonym odpoczynku. Legenda Gwiezdnej Floty Federacji, jest skłócona z dowództwem i rozgoryczona tragicznymi wydarzeniami z przeszłości. Picard zaangażował się w ratowanie wrogiej rasy Romulan, gdy ich słońce zmieniło się w supernową. Niestety dowództwo nie podzielało jego wartości i odstąpiło od akcji ewakuacyjnej obcych, kiedy w tym samym czasie oddziały androidów dopuściły się ataku na ludzką kolonię na Marsie. Rozżalony Admirał Picard udał się na emeryturę, gdzie odnajduje go tajemnicza dziewczyna o imieniu Soji, będąca organizmem syntetycznym prawdopodobnie stworzonym przez dawnego druha Picarda- androida Datę. Gdy ginie zaatakowana przez tajną organizację Romulan, Picard postanawia odnaleźć jej "siostrę bliźniaczkę" wierząc, że jest ona w niebezpieczeństwie. Rusza więc w drogę, odkrywając przy okazji spisek zawiązany w samym sercu Federacji, zagrażający całemu życiu w galaktyce...
Jeśli odnosicie wrażenie, że ten skrót bardziej przypomina bałagan w pokoju nastolatka niż dobrze skrojony serial sf, to jest to niestety trafne skojarzenie. Nie będę zdradzał szczegółów historii, któa sama w sobie jest pełna logicznych dziur, ale twócy serialu postawili na mnogość wątków, niestety niektóre porzucając w pół drogi, lub totalnie o nich zapominając, przy okazji wydłużając mniej istotne aspekty fabuły. Tak, pod względem scenariusza ten serial bardziej przypomina pisane na kolanie wypracowanie niż produkcję za grube miliony dolarów. Co więcej, to dopiero początek długiej listy zarzutów.
Od pierwszego odcinka widać, że twócy Star Trek: Picard postawili na sentyment. Uznali, że kontynuacja przygód uwielbianego przez fanów kapitana, skutecznie przykuje fanów do ekranów. Niestety zapomnieli o źródle tego sentymentu, mianowicie o samej postaci Picarda. Co więcej, odnosi się wrażenie, że zapomniał o tym sam Patrick Stewart, który przyjął metodę aktorską identyczną jak w filmie "Logan" Jamesa Mangolda. Tam Stewart wcielał się w zmęczonego życiem i przygniecionego odpowiedzialnością Profesora X. W "Loganie" to zagrało, bo Mangold całą ideę swojego filmu oparł na dekonstrukcji marvelowskich supebohaterów. Jednak to co sprawdza się w uniwersum Marvela, niekoniecznie musi się udać w Star Treku. Tutaj, dekonstrukcja postaci Jean Luc Picarda bardziej przypomina pastwienie się wszystkich nad zmęczonym staruszkiem, co daje wręcz żenujący efekt, odbierany przez fanów Picarda jako policzek w twarz.
W serialu gościnnie pojawiają się również inne postacie znane z "Następnego Pokolenia". Budziło to entuzjazm fanów, dopóki nie okazało się, że właściwie żaden ze znanych im bohaterów nie przypomina siebie i bynajmniej nie jest to uzasadnione fabularnie.
Kolejny zarzut ma naturę bardziej delikatną. Nie da się ukryć, że obecnie w kinie i telewizji pranuje moda na mrok. Większość filmów i seriali utrzymywanych jest w pesymistycznym i dystopijnym tonie. Na ten sam klimat postawiono w "Picardzie", niestety zapominając że w samym sercu Star Treka tkwi niepoprawny optymizm. Star Trek to opowieść o utopijnej przyszłości ludzkości, która pozbywa się wszystkich trapiących ją problemów, sięga gwiazd gdzie buduje wielki sojusz wszystkich inteligentnych istot, skupiając się na eksploracji i zawieraniu przyjaźni. Serial zawsze kipiał optymizmem i świetlaną wizją przyszłości, którą zarażał swoich widzów budząc w nich nadzieję na wielkie, bajkowe wręcz przeznaczenie naszego gatunku. Jednak Star Trek Abramsa i Kurtzmana, wydaje się być czymś całkowicie odmiennym. Jest mroczny, ponury, trup ściele się gęsto i brutalnie, Federację będącą do niedawna wzorem cnót toczą spiski i korupcja...Nawet język, któym posługują się postaci jest wulgarny, co do tej pory w Treku po prostu nie występowało. Start Trek przestaje być Star Trekiem i to, z punktu widzenia fana, ten serial dyskredytuje.
Dodatkowo należy pamiętać, że mimo wszystko Star Trek jest serialem science fiction. Świat wykreowany na przestrzeni kilkudziesięciu lat ma swoje umowne prawa, logikę i konsekwencje tychże. Tej konsekwencji brak jednak twórcom "Picarda", którzy zdają się kompletnie ignorować element nauki i logiki, poświęcając go na ołtarzu rozrywki. Skala absurdów stojących w sprzeczności z kanonem jest tutaj zatrważająca. To jest też główny zarzut fanów Treka do twórców- brak znajomości uniwersum, w którym tworzą swoją historię.
Ostatecznie ocena serialu "Star Trek: Picard" sprowadza się do pytania- Jak wielkim fanem Star Treka jesteś? Dla miłośnika serii, produkcja Alexa Kurtzmana to aberracja, która z Trekiem nie ma nic wspólnego, a wręcz obraża spuściznę tej wielkiej telewizyjnej marki. Jeśli po prostu lubisz obejrzeć coś, czego akcja dzieje się w kosmosie, to być może "Picard" trafi w twoje gusta. Problem polega jednak na tym, że nie da się tego serialu oglądać w oderwaniu od całego uniwersum, bo praktycznie każdy wątek serialu nawiązuje do dawnych postaci, linii fabularnych i historii. W efekcie wychodzi z tego pozycja mierna, która sama nie wie czym chce być. "Picardowi" nie da się odmówić wizualnej estetyki i wyjątkowo dobrych jak na produkcję telewizyjną efektów wizualnych, jednak mimo to, w najlepszym przypadku serial przypomina podniszczoną widokówką z wakacji, a nie podróż pełną przygód.
Niestety, moim prywatnym zdaniem, ten serial to niewypał. Twórcy "Picarda" minęli się całkowicie z ideą leżącą u podstaw Star Treka, zawodząc nadzieje fanów po nieudanym "Discovery". Nie uratowało go nawet ściągnięcie na plan legendarnego Patricka Stewarta, który sam nie podszedł zbyt poważnie do roli, której w dużym stopniu zawdzięcza sławę i rozpoznawalność. Stosunkowo niedawno podobny los spotkał inną wielką serię- "Gwiezdne Wojny", za którą również nieprzypadkowo odpowiadał J.J. Abrams i jego wizja filmowej rozrywki. Ostatecznie Star Trek: Picard mogę polecić tylko w jednym celu- by przekonać się jak nie obchodzić się z legendą. Alex Kurtzman wysypał na oczy fanów nie ziarno, ale całe worki soli, które długo jeszcze będą powodować ich pieczenie. Jak wspomniałem na wstępie, przed nami jeszcze wielki finał serii, ale nie zdradzając szczegółów fabuły śmiem twierdzić, że nic już tej produkcji nie uratuje.