Podporucznik Zbigniew Kruszelnicki poległ 5 czerwca 1944 roku podczas próby zdobycia niemieckiego samochodu wojskowego. Razem z nim zginęli Maciej Jeziorowski „
Długi” oraz Witold Sobierajski „
Czarny”.
Urodził się w rodzinie wojskowej jako syn pułkownika rezerwy Antoniego Zieniewicza-Kruszelnickiego. Był maturzystą z 1939 roku. W latach 1939–1940 mieszkał w Ludyni, w latach 1940–1944 w Kielcach. W 1940 wstąpił do Związku Walki Zbrojnej, dwa lata później ukończył tajną szkołę podchorążych. 15 listopada 1943 roku został skierowany do oddziału dywersyjnego Obwodu Kieleckiego AK dowodzonego przez podporucznika Józefa Mikołajczyka ps. „Marcin”, a gdy ten poległ w styczniu 1944 roku, decyzją Komendy Obwodu Kieleckiego AK został dowódcą oddziału. Mówił płynnie po niemiecku i francusku, znał także język rosyjski.
Wiosną 1945 roku Antoni Zieniewicz-Kruszelnicki odnalazł grób syna i z pomocą kieleckich partyzantów uzyskał zgodę na ekshumację i pochowanie syna na Cmentarzu Starym w Kielcach. 15 października 2005 roku szczątki Kruszelnickiego wraz ze szczątkami pułkownika Antoniego Żółkiewskiego ps. „Lin” oraz podporucznika Witolda Sobierajskiego ps. „Czarny” pochowano ze wszystkimi należącymi się im honorami na Cmentarzu Partyzanckim w Kielcach. Zbigniew Kruszelnicki został patronem Szkoły Podstawowej nr 18 w Kielcach i Szkoły Podstawowej nr 4 w Grudziądzu. Od 1980 jest patronem ulic w Kielcach i Grudziądzu.
Na stronie internetowej
http://akokregkielce.pl/wilk-zbigniew-kruszelnicki.html
znalazłem taki oto opis ostatnich chwil życia Zbigniewa Kruszelnickiego „Wilka”:
„
Nastał wreszcie słoneczny dzień 5 czerwca 1944 roku. Partyzanci wykorzystywali wolny czas na doprowadzenie, do jako takiego stanu swojej garderoby. Do innego zadania szykowało się jedynie czterech z nich. Oto bowiem Zbigniew Kruszelnicki „Wilk”, Maciej Jeziorowski „Długi”, Witold Sobierajski „Czarny” i Józef Rzeźnicki „Babinicz” mieli udać się do Kostomłotów, do komendanta podobwodu AK.
Na miejsce pojechali wozem, którym wjechali do gospodarstwa ppor. Stanisława Mikołajczyka „Rozmaryn”. Kolejny raz „Wilk” zachował się nieodpowiedzialnie. Swoim zachowaniem mógł łatwo zdekonspirować komendanta podobwodu. Mimo wściekłości „Rozmaryn” pomógł im rozszyfrować rozkaz. Komenda Obwodu Kieleckiego AK nakazywała aby oddział w pełnym oporządzeniu natychmiast przeszedł do lasów daleszyckich i tam nawiązał kontakt z oddziałem Mariana Sołtysiaka „Barabasza” w celu wykonania kolejnego zadania.
Prosty rozkaz sprawiał jednak wiele kłopotów. Mieli już jeden dzień spóźnienia, a przed nimi 40 kilometrów trudnego marszu, który można przeprowadzić tylko nocą. Chyba, że… „Wilk” szybko podejmuje decyzję. - Słuchajcie koledzy do oddziału wrócimy później, ale za to samochodem, którym przerzucimy oddział na miejsce koncentracji.
Po podjęciu decyzji przyjechali na wzgórze Miedziana Góra, gdzie dziś jest tor wyścigowy (dokładnie pod Górą Wykieńska, gdzie Miedziana Góra graniczy z wsią Ciosowa). „Czarny”, który powoził, silnym szarpnięciem zatrzymał wóz. Zeskoczyli. Konie podcięte mocno batem cwałują galopem w stronę swojego domu. Same trafią do stajni. Ten pośpiech spowodowany był tym, że partyzanci już z daleka usłyszeli nadjeżdżający samochód.
Teraz są w swoim żywiole. Każdy doskonale wie, jakie jest jego zadanie. Nie robią tego przecież pierwszy raz. Na środku drogi stoi „Wilk”, po swojej prawej stronie ma „Długiego”, a po lewej „Babinicza”. „Czarny” jest z tyłu. „Wilk” unosi w górę prawą rękę, a lewą wskazuje miejsce na poboczu, gdzie mają się zatrzymać.
Samochód zwalnia i wreszcie zatrzymuje się we wskazanym miejscu. „Długi” podchodzi do drzwi kierowcy otwiera je i mierzy z broni do Niemca. Z drugiej strony to samo robi „Babinicz”. Partyzanci wyciągają zdziwionych Niemców przed samochód. Niemiecka załoga ciężarówki jest zdziwiona. Próbuje coś tłumaczyć. „Wilk” z pięknym niemieckim akcentem rozkazuje im milczeć i wtedy…
Wtedy partyzanci ze zdziwieniem obserwują jak z budy ciężarówki zaczynają wyskakiwać niemieccy żołnierze. Stoją z tyłu samochodu i przyglądają się zabawnej na pozór scenie. Niektórzy zaczynają chodzić, aby zapewne rozprostować kości.
„Wilk” blady sztywnieje na moment. Zapewne przez jego głowę przebiegają obrazy z życia. A więc to koniec. Spogląda na „Czarnego”,” Babinicza” i „Długiego”. Na ich twarzach widać pewne zacięcie. Oni tanio swojej skóry nie sprzedadzą. Liczą na niego. I wtedy…ten pomysł przyszedł nie wiadomo skąd. „Wilk” teatralnym gestem wskazuje na wysiadających z ciężarówki Niemców i krzyczy po niemiecku do swoich żołnierzy: - Koledzy, cofać się, to są polscy bandyci.
„Wilk” odwrócił role, co wprawiło Niemców w osłupienie. Wykorzystując tę chwilę partyzanci rzucają się do ucieczki. Widząc to Niemcy wybuchają śmiechem. Słychać głośne Nein! Nein!. Jedni śmieją się z uciekających, a drudzy dla zabawy lub wyjaśnienia pomyłki.
I wtedy niespodziewanie jeden z nich, „ Babinicz”, pada. Jakoś nieporadnie próbuje wstać, a goniący go są coraz bliżej. „Wilk” składa się do strzału. Seria z pistoletu rozwiewa wszystkim jakiekolwiek wątpliwości. Rozpoczyna się śmiertelna walka.
„Wilk” zdaje sobie sprawę, że nie może jej przedłużać. - Do tyłu, do tyłu – krzyczy do kolegów. I wtedy pociemniało mu w oczach. Kula jak żądło osy kłuje go w szyje. Pociemniało mu w oczach, poczuł ciepło. Upadł. Kolejnych kul już chyba nie czuł.
Tak oto 5 czerwca 1944 roku polegli „Wilk” – Zbigniew Kruszelnicki, „Długi” – Maciej Jeziorowski i „Czarny” – Witold Sobierajski. Ich ciała przewieziono do Kielc, a następnie pozostawiono pod murem przy placu żandarmerii na Plantach. Następnego dnia wywieziono je na Pakosz i skrycie pochowano we wspólnym płytkim dole. (…) Wiosną 1945 roku ojciec „Wilka” przy pomocy byłych partyzantów oddziału dokonał ekshumacji zwłok. Zostały one pochowane na starym cmentarzu w Kielcach, na wprost bramy głównej, w trzech znajdujących się obok siebie grobach”.
Więcej na temat oddziału „
Wilka” tu:
http://akokregkielce.pl/wilk-zbigniew-kruszelnicki.html