Pod Sandomierzem dzień ten nazywano dniem "świętego lejka". Tak sandomierskie świętowanie śmigusa – dyngusa opisał Oskar Kolberg: „Parobcy z pełnemi wody konewkami, idą wtedy do tych chałup, gdzie są dorosłe dziewczęta. Jeśli dziewczyna się nie spostrzeże, zlaną jest przez wchodzącego od stóp do głów. Jeśli zaś dostrzeże ich zanim wejdą, ucieka na strych wziąwszy z sobą naczynie z wodą i stamtąd oblewa się wchodzących do sieni chłopaków. Gdy zejdzie ze strychu, parobcy odwzajemniają się jej, lubo już mniej natarczywie. Rodzice częstują tych gości plackiem, mięsem i wódką”.
O świcie, w poniedziałek wielkanocny gospodarze obchodzili swe pola w uroczystych procesjach. Na czele pochodu stało dwóch najstarszych wiekiem, pierwszy niósł „passyją Pana Jezusa” przystrojoną w bibułowe kwiaty i barwne wstęgi, drugi kropił mijane pola święconą wodą. Śpiewając pobożne pieśni odwiedzali wszystkie pola, a potem chałupy. „ Biorący udział w tej procesyi nazywają się śmiguściarze, ponieważ po odbytym po polach obchodzie, któren starają się równo ze wschodem słońca ukończyć, gromadnie chodzą z chałupy do chałupy po śmiguście. Kto z gospodarzy chce chodzić po śmiguście i należeć do orszaku procesyonalnego, musi się wkupić, innym gospodarzom sprawić fundę. Nadmieniony obchód odbywa się jako ochrona od zarazy pól” – pisze ks. Siarkowski.
Źródło: Muzeum Wsi Kieleckiej