Fabuła filmu skupia się na niejakim Ray'u Garrisonie, granego przez nikogo innego jak gwiazdora kina akcji Vin Diesel'a (międzynarodową sławę przyniosła mu seria Szybcy i Wściekli). Ray jest żołnierzem i to diabelnie dobrym. Pewnego dnia wraz ze swoją żoną, ginie z rąk psychopaty, a jego ciało trafia w ręce technologicznego giganta, realizującego wojskowe kontrakty. Podczas tajnych eksperymentów, krew Ray'a zostaje zastąpiona mikroskopijnymi nanitami, które nie tylko przywrwcają go do życia, ale dają mu nadludzkie zdolności. Ray jest dzięki nim silniejszy, szybszy, odporniejszy, zyskuje zdolność do natychmiastowej wręcz regeneracji nawet najpoważniejszych obrażeń, a także umiejętność bezprzewodowego łączenia się z elektroniką. To czyni z niego broń doskonałą. Niestety efektem ubocznym procesu, jest utrata pamięci, którą Ray stara się odzyskać by odkryć swoją niezbyt oczywistą przeszłość.
Pozornie "Bloodshot" ma wszelkie zadatki na kinowy hit. Główna postać to silny, brutalny i nieustępliwy żołnierz, czyli typ bohatera uwielbiany przez fanów kina akcji. Masę nowoczesnych efektów specjalnych, brutalnych i dynamicznych walk a także pędzącą niczym lokomotywa fabułę. W roli głównej obsadzono gwiazdora kina akcji Vin Diesel'a, który miał byc gwarantem sukcesu nowej produkcji o superbohaterze. Wszystkie składniki sugerowałyby sukces i wyśmienite danie, ale nie da się ukryć, że coś tu jednak poszło nie tak.
Zacznijmy od najlżejszych zarzutów- efektów specjalnych. Mimo że wcale ich tu nie brakuje, a także widać że wydane zostały na nie grube miliony, to jednak dziwić może fakt, że twórcy postawili głównie na CGI, rezygnując w dużej mierze z tzw "practical effects", które mimo że leciwe, to jednak nadal dają większe poczucie realności. Komputery, mimo że można wykreować nimi wspaniałe widowisko, nadal momentami rażą sztucznością, nie potrafiąc oszukać do końca ludzkiego oka. W efekcie cześto przed oczami mamy kolorową sieczkę, w której ciężko odnaleźć się nawet wytrawnemu znawcy kina akcji. Kolejnym zarzutem jest sam Vin Diesel, który po sukcesie serii "Szybcy i Wściekli" z aktora zmienił się w instytucję. W efekcie oznacza to, że w każdym kolejnym filmie Vin Diesel gra po prostu Vin Diesel'a. Trudno odróżnić wykreowaną przez niego postać od innych jego ról. Co prawda aktor nigdy do wybitnych performerów nie należał, mimo to jego drewniana gra i mrukliwe rzucanie pojedynczych sylab, wcale tego wrażenia nie zaciera. Trzeci i chyba największy zarzut do "Bloodshota" to spłycenie fabuły komiksowego oryginału. Z litości pominę już pominięcie kluczowych faktów oryuginału. Z bardzo ciekawej, wielowymiarowej opowieści jaką dane jest nam poznać na łamach komiksu, dostaliśmy historię przewidywalną do bólu. Nie ma żadnego momentu, w którym widz mógłby choć w najmniejszym stopniu poczuć się zaskoczony. Postacie są jednowymiarowe i brak im jakiejkolwiek głębi. Nie podjęto choćby najmniejszych prób rozbudowania ich charakterów oraz motywacji, ograniczając się do schematów, znanych fanom gatunku od lat.
Podsumowując, w filmie "Bloodshot" nie ma nic specjalnego. Jest to kolejna, mocno przeciętna produkcja, mająca ambicję zarobienia pieniędzy na fali popularności filmów o superbohaterach. Niestety zabrakło konsekwencji, wizji, a także co istotne- szacunku do pierwowzoru. Twórcy filmów opartych na komiksach Marvela takich jak "Iron Man", "Avengers", "Strażnicy Galaktyki" czy "Thor", potraktowali materiał źródłowy poważnie, słusznie rozpoznając, że na tych komiksach wychowały się całe pokolenia czytelników, którzy teraz są dorośli i oczekują dojrzałej rozrywki. Dzięki temu powstały filmy, na których dobrze bawiła się zarówno młodsza jak i starsza widownia. Tego typu konsekwencji zabrakło twórcom "Bloodshota". W zamian, otrzymaliśmy infantylną, płytką i przewidywalna historię, napakowaną słabym CGI, właściwie obrażającą inteligencję widza. To przykra konkluzja, szczególnie jeśli sięgnąć po komiksowy pierwowzór, którego lektura daje o wiele więcej satysfakcji.