"Billions" zostało napisane przez Briana Koppelmana, Davida Levien'a praz Andrew Rossa Sorkina, którzy w trakcie prac inspirowali się prawdziwymi postaciami i sytuacjami. Pierwowzorem Chucka Rhodes'a miałby być Preet Bharara, były prokurator Wschodniego Dystryktu Nowego Jorku, a Bobbiego Axelroda- menedżer funduszu hedginowego Steve Cohen. To prawdopodobnie ich prawne batalie były inspiracją dla serialowego konfliktu. Twórcy, sięgają również po autentyczne wydarzenia z amerykańskiego światka biznesu i polityki, tworząc z nich tło rozwijających się w serialu wydarzeń. Często stają się one zalążkami kolejnych wątków, przez co serial wypada bardzo wiarygodnie. I choć "Billions" to nieco nadmuchane i romantyczne spojrzenie na krezusów i przedstawicieli władzy, dzięki świetnemu scenariuszowi, widz godzi się na tą wizję i zanurza w niej bez reszty.
"Billions" to przede wszystkim jednak świetnie napisany serial. Wielką jego siłą są nie tylko postacie pierwszoplanowe, ale też cała rzesza drugoplanowych bohaterów, często mających ogromny wpływ na rozwój fabuły. Te drugoplanowe postaci, takie jak pracownicy czy bliscy Axelroda i Rhodes'a , często stają się mimowolnie narzędziami służącymi do okładania przeciwnika, a nierzadko także ofiarami ich konfliktu. Bynajmniej nie są to postacie potraktowane po macoszemu, wręcz przeciwnie, twócy nadają im głębię i poświęcają im niejedokrotnie tyle uwagi co głównym bohateromm, tworząc w ten sposób niezwykle misterną siatkę powiązań, relacji oraz wątków, które wciągają widza coraz głębiej.
Nie da się jednak ukryć że prawdziwymi wisienkami na torcie są genialne role Paula Giamattiego oraz Damiana Lewisa i to na ich aktorskim geniuszu oparta jest całą historia. Obydwaj panowie to uznani aktorzy, którzy znają się na swoim fachu i wypadają w swoich rolach niezwykle wiarygodnie i intrygująco. Obie postacie mają w sobie coś z nieodżałowanego Franka Underwooda z "House of Cards"- nie boją się przekraczać granic by osiągnąć swój cel. Fakt, że obaj stoją sobie na drodze nie tyle co wywołuje iskrzenie, ale prawdziwy pożar, który z przyjemnością się ogląda. Nie bez znaczenia jest tu również scenariusz, pełen intryg godnych najlepszych "heist movies", planów ukrytych pod planami, zwrotów akcji i niuansów, oraz cudownych dialogów, które wspaniale angażują intelekt. Bo "Billions" to raczej nie jest lektura dla leniwych, którzy chcą trochę popołudniowej rozrywki do obiadu. Zalecałbym oglądanie w skupieniu i wychwytywaniu drobnych wskazówek, sprawnie porozrzucanych przez scenarzystów, dzięki czemu serial wciąga i angażuje, a przecież tego oczekujemy od dobrze opowiedzianej historii.
Obecnie ruszył piąty już sezon serialu i jego fani zastanawiają się, czy ten nie będzie ostatnim. W końcu to już piąty rok zmagań Axelroda i Rhodes'a, które kiedyś w końcu się muszą zakończyć. Istnieją obawy, że Showtime nie będzie chciał zarżnąć kury znoszącej złote jaja i przedłuży "Billions" na kolejne sezony. Nie jestem jednak przekonany czy to przysłuży się tej genialnej produkcji, bo już zaczynają pojawiać się pierwsze oznaki jej zmęczenia. Każdy pojedynek prędzej czy później musi znaleźć swój kres. W piątym sezonie, już po pierwszym odcinku widać, że obaj rywale szykują się do ostatecznej rozgrywki. Choć z jednej strony trudno byłoby mi się pożegnać z "Billions", to osobiście mam nadzieję, że poznamy wynik tego starcia w tym sezonie. Byłoby to wspaniałe zwieńczenie genialnej opowieści o wojnie między władzą a pieniędzmi, toczonej wśród drapaczy chmur przez ludzi, których umysły są groźne niczym bomba nuklearna. Kto ją wygra?